tag:blogger.com,1999:blog-91084460416459531022024-03-04T20:16:34.747-08:00LuzoczytanieLuzoczytanie to blog poświęcony literaturze pisanej w języku portugalskim, która jest fascynującym zjawiskiem, powstającym na styku kultur, rozpiętym między kontynentami i krajami. To literatura z Portugalii, Brazylii, Angoli, Mozambiku. Autorem przekładów jest Zofia Stanisławska, a publikowane fragmenty pochodzą z książek wydanych na polskim rynku oraz z utworów niepublikowanych lub obecnie tłumaczonych. To proza, poezja i literatura faktu.Luzoczytaniehttp://www.blogger.com/profile/13846192762232036660noreply@blogger.comBlogger7125tag:blogger.com,1999:blog-9108446041645953102.post-35240875984461626782016-05-21T10:37:00.000-07:002016-05-21T10:38:10.435-07:00Błękitna wyspa Ibo - opowiadanie z Mozambiku<br />
João Paulo Borges Coelho napisał opowiadanie ,,Błękitna wyspa Ibo" w 2005 roku. Znalazło się w tomie opowiadań pt.<i>Setentrião</i>. To hołd złożony ulotnej atmosferze tropikalnych wysp, niezwykłej, bujnej przyrodzie wybrzeży Oceanu Indyjskiego, ale także minionym pokoleniom, kóre żyły na obrzeżach portugalskiego imperium, tworząc swoje własne bogate i wielokulturowe światy. Opowiadanie o spotkaniu dwojga ludzi i przeszłości z teraźniejszością. <br />
<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgMbPW6JxvmSHcY9q9eA7ooEu1ajcMQLbvGE7af4lxkbdQx5Q3QdJonAnVRODryb1qgeYY8DNfH2vYG1j8_sB-pBvO4FLi7MoYnRjD6GUb0vD4p34iP_C7Y9jUEIDV6eNPQj23aezmIzgM/s1600/ocean-indyjski-54976923.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgMbPW6JxvmSHcY9q9eA7ooEu1ajcMQLbvGE7af4lxkbdQx5Q3QdJonAnVRODryb1qgeYY8DNfH2vYG1j8_sB-pBvO4FLi7MoYnRjD6GUb0vD4p34iP_C7Y9jUEIDV6eNPQj23aezmIzgM/s320/ocean-indyjski-54976923.jpg" /></a></div><br />
<br />
<br />
<br />
W czasach, kiedy żywa była pamięć o cichych mieszkańcach niewielkiej dzielnicy Munaua, od 1886 roku oficjalnie nazywanej cmentarzem, każda ze ścieżek była jak ruchliwa ulica. Z łatwością można sobie wyobrazić ludzi przechadzających się w staromodnych ubraniach, odzianych w ciepłe surduty, choć jest pełnia lata. Mimo pozornego stanu błogiego rozleniwienia, na twarzach niektórych przechodniów widać cień zmartwienia. Na każdym rogu słychać dźwięk rozmów. Z czasem zmieniły się one w szept, potem przybrały formę spisanych na papierze słów. Dziś został tylko pył. <br />
Opuszczone, kamienne domy dziś przypominają uśpione bestie. Z bezruchu ich agonii sączy się odwieczna piana, a z wnętrza zieje smutkiem. A przecież kiedyś w każdym z tych domów ktoś żył, kładł się do łóżka wieczorem i wstawał rano. Ktoś, o kim dziś nic nie wiemy. Pewnie gdy robiło się chłodniej, na obrzękłych jak chrypiące oskrzela werandach palono cygara z kukurydzianej słomy, pisano listy do odległych miejsc, zużytą stalówką pokrywając papier atramentem rozpaczliwych próśb. Może śpiewano sentymentalne piosenki, dziś skamieniałe i nieme. Ludzie kochali, zabijali, kupowali i sprzedawali swoje domy. Zimne kamienne posadzki wypolerowały dziesiątki bosych stóp, które cichutko przebiegały między pokojami w poszukiwaniu zakazanych rozkoszy. W ciemnościach powiewały jedwabie i muśliny. Snuto intrygi, które z czasem nadwątlił czas, aż w końcu rozsypały się w pył. Z okien głębokich jak oczodoły sączyło się wątłe światło lamp, jednak na tyle mocne, by wyróżniało się w bezmiarze granatu. Światło niczym błysk latarni – natarczywe i mocne. <br />
Skromne domy z kamienia i gliny przypominały znieruchomiałe w niemym stuporze zwierzęta. Cierpliwe, kołysane przypływami i odpływami, przeżarte solą odkąd poddały się upływowi czasu. Jedynie namorzynowe gaje oparły się żarłocznej sile żywiołów, bo tylko one są poza czasem. Codziennie dwa razy budzą się do życia, lizane zimnym jęzorem morza, jak potomstwo troskliwej matki. <br />
Pewnego razu na tym pustkowiu pojawił się człowiek. Szedł szybko, jakby spieszył się na spotkanie. Przystanął i z ciekawością przyjrzał się drobnym przedmiotom rozrzuconym po plaży. Zaraz jednak popędził naprzód, wiedziony wewnętrznym niepokojem i niechęcią do pozostawania w bezruchu. Jak każdego człowieka na obcym terenie ciekawiły go najdrobniejsze rzeczy. Zachowywał się niczym biolog, który bada wszystko, co napotka na swojej drodze. Nienasyconym wzrokiem pożerał szczegóły nieznanego pejzażu, jak ważka rzucająca wokoło nerwowe spojrzenia. Nieczuły na spokój otaczającego świata, gnał pchany siłą ciekawości. Szedł szybkim krokiem, zatrzymywał się znienacka, by po chwili wznowić marsz w poszukiwaniu nowych zagadek. <br />
Daleko za cyplem brzegiem morza szła kobieta. Cicha, majestatyczna, z twarzą pomalowaną białą pastą m’siro . Kobiecy kaprys, pomyśli mężczyzna, kiedy ją zobaczy. Widok białej twarzy będzie go prześladował i kusił jeszcze długo po spotkaniu. Ciekawe, dlaczego kobieta pomalowała twarz? Z próżności? A może innego powodu? Bo to samo robią inne kobiety, które tu mieszkają. Malują się i razem śpiewają smutne pieśni. Majestatyczne kobiety oszczędne w gestach. <br />
Nieznajoma, podobnie jak mężczyzna, uważnie przyjrzała się ledwo widocznym śladom pozostawionym na piasku przez kraba. Nie zrobiła tego jednak z ciekawości, lecz z bardziej przyziemnych pobudek. Szukała jedzenia dla siebie i swoich bliskich. Stanęła w rozkroku, wsparta na mocnych nogach jak na dwóch filarach mostu. Twarde uda, szerokie łydki, mocne stopy. Pochyliła się, żeby dotknąć ziemi. Odwróciła się w prawo, wypychając w górę jedno biodro, potem w lewo, wypychając drugie. Poruszała się sprawnie i z gracją. Przesuwała się powoli w samotnym tańcu składającym się z sekwencji zastygłych figur. Wytężała wzrok, pochłonięta odkrywaniem bogactw, które odsłonił nagi pejzaż wyłaniający się spod fal. Zatoczyła koło, a gdy nie było już nic do odkrycia i kilka małych żyjątek umknęło przed jej uważnym spojrzeniem, poszła dalej. <br />
Wenecka piękność skryta pod bladą maską m’siro nie poci się i dlatego jej makijaż nie rozpłynie się w upale. Jej twarz obleka biały, nieskazitelny welon. <br />
Wiedziony wewnętrznym niepokojem mężczyzna przyspiesza, porusza się szybciej niż kobieta, wciąż pochłonięta skomplikowanym tańcem. Jeszcze się nie widzą, ale wszystko wskazuje na to, że on zobaczy ją pierwszy.<br />
Wzdłuż wstęgi plaży ciągnie się rząd kamiennych domów przypominających uśpione bestie. Nie ma tam wody, nie słychać dźwięku krystalicznej cieczy penetrującej ściany zardzewiałej cysterny. Za szeregiem domów jest droga. Kiedyś była to ruchliwa ulica, dziś szeroką aleję zasypał biały piasek. Wygląda jak plaża bez morza, o które mogłaby się oprzeć. Po drugiej stronie drogi ciągnie się kolejny rząd martwych domów zastygłych w kamiennej masie. Pusta aleja niczym lustro odbija ostre światło dnia. <br />
Wróćmy jednak do prawdziwej plaży. Kobieta powoli oddala się od starej willi, w swoim rytmie zataczając coraz to szersze koła. Niechętnie odchodzi od przeoranych połaci piasku, jakby miała nadzieję, że coś tam jeszcze znajdzie. Tymczasem za zakrętem szybkim krokiem idzie mężczyzna. Unosi się na skrzydłach niepokoju. Mija dom, który należał kiedyś do Sá Flory i wiedziony nienasyconą ciekawością połyka wzrokiem kolejne fragmenty plaży. Jego krokom towarzyszy głuchy dźwięk butów gniotących piasek. W głowie słyszy szum, jakby chór głosów szeptał mu do ucha. <br />
Kobieta nagle prostuje się, wyczuwając zapowiedź czyjejś obecności. Kariatyda wsparta na szeroko rozstawionych nogach mocno wbitych w ziemię, gotowa ponownie zgiąć się wpół bez przesuwania stóp. Głowa obraca się wolno, dokładnie obserwując powierzchnię piasku, a oko szacuje, co zostało jeszcze do przeorania. Czasem kobieta pozwala oczom odpocząć i błądzi wzrokiem po zakrzywionej linii horyzontu, która przypomina brzeg miski pełnej wody. Patrzy na mangrowe zarośla majaczące u brzegów sąsiedniej wyspy, na czarne liany z nanizanymi ciemnymi paciorkami. <br />
Kiedy mężczyzna ją zobaczy, w pierwszej chwili pomyśli, że kobieta obserwuje kamyki wyłaniające się z mokrego piasku - zaschnięte pryszcze, mikroskopijne pestki. Na jednak razie nie widzi kobiety, ponieważ dzieli ich długi łuk plaży, ale gdyby ją teraz dostrzegł, widok sylwetki na horyzoncie zwiększyłby jego niepokój. <br />
Mężczyzna maszeruje, a kobieta stoi wyprostowana. Rozwiązuje tkaninę, która zakrywa jej miękki brzuch, po czym wiąże mocny supeł nad jędrnymi piersiami. Zwinne ręce wolno zaciskają się na dwóch końcach materiału i duży, luźny węzeł staje się wąski i zwarty. Kobieta jest młoda, ale gdy mężczyzna będzie blisko, ujrzy w jej oczach cień odwiecznej starości. Kiedy się zrównają, jej wzrok spocznie na jego zmierzwionej brodzie, potem zejdzie ku zgrubiałym stawom palców i mocnym postronkom żył. Wzrok pozbawiony zdziwienia. <br />
Gdzie podziały się dźwięki, które za dnia ożywiały kolorem ulice, a w nocy raniły na oślep jak ostrze noża? Dokąd uciekły wszystkie te głosy, których na próżno nasłuchujemy? <br />
W głowie mężczyzny kłębią się pytania, jakby kiedyś znał dźwięki, które rozbrzmiewały w tym opustoszałym miejscu. Widać stary kościół odwrócony od morza, z fasadą otwierającą się na plac, kościół skupiony na swoim wnętrzu i życiu strapionych wiernych. Dziś milczy, odgłosy dzwonów dawno uciszył czas i los. Wiszą teraz zastygłe w bezruchu, obojętne na podmuchy wiatru. Znowu ten czas, ulotny, nieubłagany czas. Nikt nie potrafi uchwycić jego upływu – ani dziś, ani wczoraj. <br />
A co robi kobeta? Gładka, lśniąca skóra napina się na udach jak na bębnie. Jest jej dokładnie tyle, ile potrzeba, by oblec mięśnie pięknie uformowane dzięki długim marszom po plaży. Stopy kobiety wyglądają jak u dziecka. Może to dobroczynny wpływ wody, w której brodzi godzinami. Dłonie też jak u dziecka. Zwinne, zanurzone w płytkich wodach odpływów. Palce przebierające wśród małych przedmiotów na plaży z taką samą precyzją, z jaką zawiązują węzeł capulany . Czy twarz też ma dzieciną? Tego mężczyzna się nie dowie, gdyż oblicze dziewczyny ukryte jest pod nieruchomą maską m'siro, która jak mróz ścina jej rysy, pozostawiając jedynie płomienne spojrzenie. <br />
Ach, te oczy!<br />
Nie będziemy się teraz nad nimi rozwodzić, bo mężczyzna jeszcze ich nie zobaczył. Dopiero minął kościół i idzie szybkim krokiem, w napięciu pokonując kolejne etapy swojej podróży, raz po raz przerywanej postojami wynikającymi z niekontrolowanej ciekawości. Idzie lekko pochylony do przodu, jakby dźwigał na plecach wielki ciężar, walczył z wiatrem, próbując utrzymać równowagę albo… jakby go goniła czereda rozwrzeszczanych dzieciaków. <br />
- Hej, njungo! <br />
Maluchy szybko wyczuwają niepokój, który emanuje z przygarbionej postaci. I ostrzeżenie - zapachu słodkawego potu. Zostawiają go na wysokości domu Sá Flory. Nie wiedzą, o co mogłyby go poprosić, tak jak on nie wie, co mógłby im dać. Mężczyzna oddala się, obojętny na brzęczenie wesołych pszczół. <br />
A samotna kobieta? Nie wiadomo, czy pojawiła się na plaży przez przypadek, czy dlatego, że to droga jej codziennej wędrówki. Oko obcego mężczyzny uzna ją za atrakcyjną nowość, ale dla innych będzie jedynie pospolitym elementem pejzażu. <br />
Za chwilę się spotkają. Zmierzają z dwóch stron do tego samego punktu. Mężczyzna nieraz widywał kobiety przechadzające się leniwie po plaży, szukające czegoś w piasku. Mijał je jak ustawione wzdłuż drogi nieruchome posągi. Jakież będzie jego zdziwienie, gdy zobaczy samotną dziewczynę bez przyjaciółek zgiętych wpół i mozolnie przeszukujących plażę. I na próżno będzie szukał wzrokiem płaczącego maleństwa, wczepionego w mocne łydki matki lub drobiącego dookoła małymi stópkami. <br />
Łodzie cumują w porcie Tandanhangue, odpływają w dalszą drogę albo krążą wokół wyspy. Duże drewniane kavokos suną po oceanie, napędzane siłą ramion równo wiosłujących marynarzy. Kalawas mkną z rozpostartymi czarnymi żaglami, jakby opłakiwały czyjąś śmierć. Na płyciznach straszą przerażające płetwy rekinów, a w oddali majaczą ntumbwés, rybackie łodzie z lekkimi wiosłami, unoszące się na wodzie niczym delikatne motyle. Jeszcze dalej pływają stare, kopcące motorówki. Podczas przypływów krążą wśród namorzynowych gajów, wożąc turystów, którzy z zapartym tchem podziwiają tonącą w gęstwinie liści wyspę Ibo. Błyszczący klejnot, iluzja. <br />
Przypływają, odpływają, krążą dookoła wyspy, ale idący brzegiem mężczyzna ledwo je dostrzega, jakby całą uwagę skupił na mającym nastąpić spotkaniu. Eliminuje z otoczenia każdy niepotrzebny szczegół, odwraca sokole oko od nieistotnych drobiazgów. <br />
Mężczyzna ma nad kobietą przewagę. Dźwiga na barkach bagaż doświadczeń, życiowych prawd, podczas gdy dziewczyna ma w zanadrzu jedynie parę sekretów przekazanych przez pomarszczone babki. Tajemnice powtarzającego się rytuału codzienności, wiecznie żywe ludowe mądrości. Jeśli dojdzie do spotkania, być może mężczyzna zada pytania, a dziewczyna odpowie półgębkiem, nerwowo chichocząc. Ale na razie on prze do przodu, ona czeka. <br />
Samotny mężczyzna jeszcze tego nie wie, ale kiedy się spotkają, wszystkie jego mądrości prysną jak bańka mydlana. Bo przecież to wędrowiec jest w potrzebie, on pyta, a napotkana osoba udziela odpowiedzi. Za chwilę mężczyzna dojdzie do starego falochronu i wtedy odkryje, jak słaba jest jego pozycja. A może kobieta dotrze tam wcześniej? Kto pierwszy minie falochron, kto będzie górą? Atutem mężczyzny jest wiek i doświadczenie. Kobieta czerpie siłę z gorącej ziemi, w którą wbija swoje mocne nogi. W jej życiu wszystko może się jeszcze wydarzyć. <br />
Falochron jest jak fatamorgana, ucieleśnienie ambicji wizjonera, który marzył, by wyspa powiększyła się dziesięć, a może i sto razy. To także ostatni fragment drogi donikąd, która, szukając morza, beztrosko rozdzieliła dwa rzędy nieruchomych, uśpionych domów. Skręca gwałtownie, omija stuletnie drzewo, po czym biegnie dalej w stronę horyzontu. Cypel z falochronem to ostatni fragment jej zuchwałej podróży, której nie wytyczyła ani jedna geodezyjna tyczka. <br />
Idący na spotkanie mężczyzna jest trochę jak ta pijana droga dążąca do samounicestwienia. Kobieta uśmiecha się, a po chwili wybucha perlistym śmiechem, jakby nagle rozpostarła kolorowy wachlarz i zatrzepotała nim w powietrzu. Może przypomniała sobie jakieś miłe zdarzenie? Nie przeczuwa, że zaraz nastąpi spotkanie. Gdyby wiedziała, nie śmiałaby się tak głośno, a na jej twarzy pojawiłby się najwyżej dyskretny uśmiech. Ten rodzaj perlistego zapomnienia jest możliwy tylko w samotności. Kobieta jest przekonana, że jest na plaży sama. Gdyby wiedziała, co się zaraz wydarzy. Poczucie bezkarności i miłe wspomnienia wywołują salwę śmiechu. Krystaliczny, czysty dźwięk słabnie. Zapada cisza, którą po chwili przerywa krakanie wrony, a potem czyjeś nawoływanie. Może to zagubiony człowiek albo dziecko, na które ktoś czeka w domu, jakaś wiadomość, której i tak nikt nie usłyszy. <br />
Mężczyzna jest poważny, zgrzyta zębami, jakby w jego buzi kryło się kłębowisko żmij. Twarz ma ponurą. Idzie zagniewany. <br />
Z płynnej, niebieskiej pustyni wyłaniają się dwa ciemne punkty, pnie, które nie zdążyły wypuścić gałęzi. Na horyzoncie majaczą kamienne domy. Widać też grupę kobiet, które podobnie jak samotna dziewczyna przeszukują plażę. Nieruchome znaki zapytania, zbyt odległe, by można było znaleźć odpowiedź. <br />
Kobieta jest w takim wieku, że może już być matką. Kto wie, może jej dziecko zmarło albo nie przyszło na plażę. Tak przynajmniej pomyśli mężczyzna, gdy zobaczy z bliska jej szerokie biodra i napotka spojrzenie zdradzające, że odkryła sekrety macierzyństwa. Całkiem możliwe, że dziecko zmarło. Mało to dzieci rodzi się i umiera na tej smutnej ziemi? Ale niewykluczone, że kobieta zostawiła malucha w domu z babcią lub rodzeństwem, żeby nie przeszkadzał jej, kiedy będzie szukać pożywienia dla rodziny. <br />
A może jeszcze nie ma dzieci? Krągłości jej ciała mogą wskazywać na aktywność fizyczną albo być po prostu darem natury. Żeby wyjaśnić wątpliwości, mężczyzna musiałby ją spytać, lecz w decydującej chwili tego nie zrobi. <br />
A on? Zbyt długo igrał z czasem. Marzył o dorosłości, gdy było na to za wcześnie, szukał dzieciństwa, gdy je utracił. Dziś z powodu swojej beztroski nie ma pojęcia, gdzie teraz jest na linii czasu. Nie wie, czy powstałe na niej węzły, których po omacku dotyka, są zapisem trudów z przeszłości, czy zapowiedzią tego, co będzie. Wspina się po pełnym kamieni, porośniętym wodorostami zboczu. Spogląda z góry w głąb lądu, na duży, bezludny plac, na który czas spuścił zasłonę zapomnienia, choć kiedyś skupiało się tu życie wyspy, triumfowała ludzka próżność i panoszyła się żądza władzy. Na tym placu robiono interesy i snuto intrygi, objawiały się prawdy, które jedni traktowali jak miłe sercu anegdoty, inni odrzucali z pogardą jak potwarze. Był miejscem zapomnianym, leżącym gdzieś na obrzeżach, ale dla mieszkańców, żyjących tu dumnych i pracowitych ludzi, był pępkiem świata, gdzie żyło się pełnią życia. <br />
W głębi placu widać trzy ławki, gdzie kiedyś przesiadywali mężczyźni i obgadywali wychodzące z kościoła, rozgrzeszone przez księdza kobiety. Co miały na sumieniu, trudno się domyślić. W nieustannej grze uczuć rzeczy uchodzące kiedyś za grzech dziś uznawane są za dowód niewinności. <br />
Dalej widać ogród, gdzie matach suszyły się w słońcu pokolenia słodko pachnących, żółto-czerwonych jabłek o pomarszczonej skórce. Gdzie podziały się błyszczące jak szlachetne kamienie orzechy nerkowca, wystawiane na drewnianych tacach niczym szeregi miniaturowego wojska? A drewniany stół przy drzwiach, na którym leżały połacie świeżego mięsa, kupowane przez ludność bez względu na cenę? A rozchodzący się w powietrzu zapach mangowców, dziobiące ziemię i drzemiące na grzędzie kury z głowami wtulonymi w pióra? Gdzie nawoływania kobiet, wibrujące salwy śmiechu, tnące powietrze okrzyki? Gdzie ludzie, którzy wydawali rozkazy i je wypełniali, posługując się archaicznym portugalskim lub kimwane , językiem czystym jak woda z cysterny i jak ona ożywczym? <br />
Mężczyzna o niczym nie wie, ponieważ z tamtego świata nic nie pozostało. Patrząc na pusty plac, słyszy tylko echa przeszłości i szelest liści targanych wiatrem od morza, czuje słodki zapach dojrzałych owoców, rozpływający się w powietrzu jak akwarela. Widzi kamień, na którym przesiadywał i wydawał rozkazy właściciel ogrodu, njungo Santinho. Widzi jabłoń, która wyrosła z ziarenka wysuszonego jabłka pozostawionego na macie, dorodne i pachnące świeżością cytrynowe drzewko uginające się pod ciężarem lśniących owoców, tamaryndowiec z łuszczącą się korą odsłaniającą świeże drewno, więdnące na słońcu, intensywnie pachnące łodygi sezamu, podpierającą dach drewnianą deskę z starej łodzi, kawałek drewna, który upodobały sobie mrówki wypełzające z gniazda, nieświadome, że ktoś może je zdeptać. Gdzie się nie obejrzeć, same tajemnice. <br />
Dla mężczyzny jest ich zbyt wiele. Zniecierpliwiony odwraca wzrok i wraca na szeroką plażę. Ucieka od kamieni, drewnianych desek porzuconych w nieładzie przez mieszkańców Munaui i wraca tam, gdzie natura porozrzucała swoje własne skarby. Potyka się o jeden z nich - wystający kamień. Klnie pod nosem i z ponurą miną rusza przed siebie. <br />
Do prawdziwego spotkania nie wystarczy dwoje ludzi. Potrzebne jest oczekiwanie. Inaczej kończy się jak zwykle, rozminięciem w czasie i przestrzeni. Rozmnożą się stracone chwile i utrwali gorycz samotności. Gdzieś za falochronem czeka kobieta. Dziecięcą piąstką dotknęła szyi, jakby chowała jakiś skarb albo się zamyśliła. Na jej twarzy zastygł uśmiech. Teraz naprawdę przypomina wenecką piękność. W jej uśmiechu mieści się cały świat. To uśmiech płynący z wnętrza, przejaw wrażliwej natury lub – co bardziej prawdopodobne – echo miłego zdarzenia z przeszłości. Uśmiech ulotny i kruchy jak wspomnienie. Zobaczylibyśmy więcej, gdyby nie biała maska, która wciąż nas zwodzi. Nie wiemy, czy mamy wierzyć w to, co widzimy, czy też biel m’siro ukrywa przed nami prawdę. Dziewczyna stoi nieruchomo, zatopiona w myślach, jakby zupełnie zapomniała o pracy, która do tej pory ją pochłaniała. Czeka. <br />
Oczekiwanie w czystej postaci jest także udziałem mieszkańców Munaui. Czekają od dawna i czekać będą w nieskończoność. Tu spoczywa Ana de Miranda Batista Rezende, urodzona na wyspie Querimba pierwszego października 1827 roku, zmarła na wyspie Ibo piątego stycznia 1913 roku; osiemdziesiąt sześć lat oczekiwania za życia, dziewięćdziesiąt dwa po śmierci. Tu spoczywa José Rezende, urodzony na wyspie Querimba dwudziestego trzeciego stycznia 1865 roku, zmarły na wyspie Ibo piątego marca 1918 roku; pięćdziesiąt trzy lata oczekiwania za życia, osiemdziesiąt sześć po śmierci upamiętnionej nagrobkiem, który w dowód wdzięczności ufundowała kochająca żona Divina P.Dias. Tu spoczywa Manuel de Silva Rezende , 1866 – 1935. Ojcze Nasz, Zdrowaś Mario… Modlitwy po kolei zmawiają Caetana i António. Tu spoczywają wszyscy mieszkańcy niewielkiej Munaui z nadzieją na wieczne życie po śmierci. Tu także cierpliwie czekają mieszkańcy wyspy Ibo. Czekają bez końca, pozornie zastygli w bezruchu, chociaż w rzeczywistości pełni niepokoju. Wyglądają na pogodzonych z życiem, a mimo to wciąż zadają pytania. Wszyscy na tej wyspie czekają - na powrót łodzi, na nowy rejs albo po prostu dlatego, że taki jest ich los w tym dziwnym miejscu, gdzie zatrzymał się czas. Czekają za drewnianymi palisadami, wdychając unoszący się w upale pył z siana. Tylko tu istnieje jeszcze świat rozproszonych dźwięków, migocących świateł, gorącego powietrza i zapachów. Porzucone domy z kamienia, gdzie dawno zgasła ludzka pamięć, chropowate płaszczyzny kamiennych płyt, na których nikt już nie suszy ryb ani nie gotuje wody. Namorzyny, gdzie skrystalizował się nawet dźwięk. <br />
Oczekiwanie jest zapowiedzią spotkania. Mężczyzna dociera wreszcie do cypla i wchodzi po schodach na falochron. Rozgląda się i przez chwilę syci wzrok widokiem niebieskiej równiny oraz drżących w ciepłym powietrzu mangrowych zarośli. Rozgląda się raz, drugi, wreszcie schodzi na drugą stronę i idzie dalej. <br />
I wtedy po raz pierwszy spostrzega kobietę. Potem pomyśli, że od jakiegoś czasu coś przeczuwał, oczami wyobraźni widział niewyraźną i ciemną sylwetkę. Jednak w pierwszej chwili, zajęty swoimi myślami, nie zwrócił na nią uwagi. <br />
Kobieta stoi nieruchomo, wpatrzona w horyzont, ale wiedziona intuicją, kątem oka spostrzega zarys nerwowo poruszającej się postaci. Człowiek nie stąpa po ziemi jak rybacy, którzy po zejściu na ląd kołyszą się, jakby nadal unosiła ich woda i są oszczędni w ruchach, jakby wciąż siedzieli w ciasnej łodzi. Dziewczyna z daleka wyczuwa zniecierpliwienie mężczyzny. Widok wędrowca jest jak nagły podmuch wiatru, który zatyka usta, omiata szyję gorącym powiewem i łaskocze w ucho. <br />
Dziewczyna odwróciła wreszcie głowę i zobaczyła lekko pochylonego, idącego szybkim krokiem mężczyznę. Nieznajomy szedł od strony Munaui. Kobieta wystraszyła się, bo wiedziała, że to miejsce zamieszkują ludzie z przeszłości. Stanęła w rozkroku, wbiła w piasek pięty, ale nie wróciła do poprzedniego zajęcia. Wyprostowała się i zaczęła przyglądać się nieznajomemu z ciekawością, jaka możliwa jest jedynie u istoty czystej i niewinnej. <br />
Kim jesteś? Co tu robisz? <br />
Jedynie dziecko może pozwolić sobie na taką otwartość. A jeśli nie jest to niewinność, to może zuchwałość? <br />
Mężczyzna nie odwrócił wzroku i odważnie patrzył na kobietę. W jego przypadku powód odwagi był jednak inny. Z tej odległości widział tylko zarys postaci wyrastający z bezmiaru plaży i nie wiedział, jaka czeka go niespodzianka. Widzieć odległy kształt to zupełnie co innego niż napotkać świdrujące, ogniste spojrzenie. Gdy spostrzegamy w oddali jakiś kształt, natychmiast próbujemy przypisać mu znaczenie, ale kiedy atakuje nas bezpośrednio obce spojrzenie, bezradni stajemy się obiektem cudzych interpretacji. <br />
Mężczyzna nie przerwał marszu. Roztargniony rozglądał się dookoła i tylko od czasu do czasu jego spojrzenie wracało do kobiecej sylwetki, która z każdą chwilą stawała się wyraźniejsza. <br />
Kiedy dystans między nimi się zmniejszył, mężczyzna odczuł niepokój, który niepostrzeżenie zmienił się w słodką udrękę. Zdziwiło go, że to kobieta pierwsza rzuciła mu odważne, pytające spojrzenie. Właściwie nie powinien się dziwić, bo zazwyczaj osoba, która przechodzi, bardziej przyciąga uwagę niż ten, kto stoi w miejscu. Pamiętajmy jednak, że mężczyzna jest człowiekiem doświadczonym, podczas gdy wiedza kobiety opiera się jedynie na babcinych mądrościach i na tym, co wyrzuca na plażę ocean. Jest to świat bogaty, lecz mimo to ograniczony. Dlatego mężczyzna odpowiedział jej spojrzeniem pewnym i konkretnym, jakby chciał wiedzieć jedną prostą rzecz: <br />
- Dlaczego tak na mnie patrzysz, dziewczyno? Dlaczego nie utkwiłaś wzroku w gładkiej powierzchni plaży i pomarszczonych skałach, w wykwitającym na kamieniach aksamicie alg, w przezroczystym odbiciu wodnych oczek, w ukrywających się w piasku mięczakach, w nieruchomych muszlach i dogorywających rozgwiazdach? W weneckich koralikach rozrzuconych czyjąś hojną dłonią tylko po to, żeby ktoś mógł je pozbierać, zanim spęcznieją i wyrosną z nich wielkie koralikowe drzewa? Dlaczego tak na mnie patrzysz, kobieto?<br />
Mimo odważnego, pytającego spojrzenia mężczyzny dziewczyna nie spuszcza wzroku. Jej wyzywające spojrzenie odrywa się od nieznajomego na sekundę i natychmiast do niego powraca. Jej spojrzenie mówi:<br />
- Na pewno znajdzie się coś ciekawszego od twojego zgarbionego ciała, zygzakiem halsującego pod wiatr. Nie wystraszysz mnie, bo i tak nie wiem, jaką masz władzę. Za to dobrze znam wąskie uliczki biegnące przez biedne dzielnice mojego miasta. Znam załamujące się pod kątem prostym droi: ulica Almirante Reis, ulica 27, Matadouro dzieląca świat kamiennych domów njungos od świata krytych słomą chat ludu Kimwane. <br />
Oba światy niebezpiecznie się do siebie zbliżają. Kobieta stoi w rozkroku na silnych nogach mocno wbitych w ziemię. Jest jak pomnik przytwierdzony do piaszczystego piedestału. Napięte i lśniące łydki, małe stopy dziecka. <br />
Lekko przygarbiony mężczyzna jest coraz bliżej. <br />
Kiedy znajduje się dostatecznie blisko, bez skrępowania taksuje wzrokiem dziewczęcą sylwetkę. Widzi małe blizny na skórze, przypadkowe zadraśnięcia. Ostry kawałek skały, cienka jak brzytwa skorupka. Drobne ostrzeżenia przed nadmierną niefrasobliwością podczas przeszukiwania mętnych oczek wodnych, kiedy ręce zastępują oczy. <br />
To, co zobaczył mężczyzna, podsyciło jego rozpaloną wyobraźnię. Pogubił się w koronkowych splotach domysłów i zmęczony pustą retoryką własnych myśli uciekł wzrokiem ku horyzontowi. Po chwili jednak wrócił do porzuconego wątku. Gładka skóra kobiety kusiła go jak zmarzniętego człowieka wabi płomień ogniska. <br />
Uczepił się jej wygłodniałym spojrzeniem, spuścił wzrok, wrócił i znów uciekł. Nie potrafił usprawiedliwić swojej ciekawości. Chwycił się wzrokiem kobiecych kształtów i wspinał po nich tak długo, aż trafił na białą jak szron maskę m’siro. Jego ciało przeszył dziwny chłód. Maska podkreślała siłę ognistego spojrzenia, ale skutecznie ukrywała jego przekaz. <br />
Nieprzenikniony wzrok kobiety. Być może widzi w mężczyźnie potencjalnego darczyńcę, człowieka, dla którego przechadzka po plaży jest jedynie kaprysem pogłębiającym melancholię. Taki mężczyzna nie zasługuje na szacunek i zrozumienie. Właściwie trudno odgadnąć, co myśli kobieta. Jej twarz ukryta pod warstwą m’siro jest równie nieprzenikniona jak jej wzrok. Mężczyzna patrzy na nią, jakby była kolejną skałą, falą na morzu, ścianą opuszczonego domu z oczodołami okien, starym murem wzniesionym nie wiadomo po co. W spojrzeniu dziewczyny nie widać zdziwienia, jej wzrok pozostaje nieodgadniony. <br />
Mężczyzna zatrzymuje się i czubkiem buta kreśli coś na piasku, jakby chciał zyskać na czasie. Ma nadzieję, że to zmusi kobietę do wykonania gestu, a twarz ukryta pod m’siro wreszcie ożyje. W oddali pies goni za wroną, a zachodzące słońce nieśmiało przebija się przez gałęzie mangrowych zarośli. Wszystko w przyrodzie cichnie. <br />
Kobieta spuszcza wzrok i nagle zachodzą dwa słońca. Czyżby przepraszała, że stoi tu jak przeszkoda oddzielająca nieznajomego od jego myśli? Jakby to ona była intruzem. Zakrywa powiekami dwa słońca, onieśmielona żarem jego spojrzenia. Ucieka wzrokiem w bok, chowa się jak mięczak w skorupie. Oddaje inicjatywę nieznajomemu, który przestaje rysować butem po piasku i z niechęcią wznawia marsz. <br />
- Dzień, dobry - rzucił półgębkiem wędrowiec, udając, że zainteresował go jakiś szczegół na horyzoncie.<br />
- Dzień dobry. <br />
Czując na plecach ogniste spojrzenie kobiety, zwolnił. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że przez nią nie przyjrzał się otoczeniu. Powinien zawrócić i jeszcze raz przejść ten fragment plaży. Niestety na wyspie czas jest bezwzględny, płynie wolno, lecz nieubłaganie. Ulice zmieniły się w kręte ścieżki, domy w uśpione bestie, mieszkańcy, jeden po drugim, bez wahania przenieśli się do Munaui, cmentarnej dzielnicy ciszy, oddającej pamięć żywym. Tutaj odradzają się tylko drzewa i powtarzają jedynie przypływy. <br />
Mężczyzna idzie wolno, nie ma odwagi spojrzeć za siebie. Zadręcza się myślami. Co by zrobił, gdyby mógł jeszcze raz przejść tę samą trasę? Jakie wykonałby gesty, jakie by zadał pytania? Był tak rozkojarzony, że nie zapamiętał nieruchomej, białej twarzy kobiety i teraz na próżno próbuje przywołać w pamięci jej obraz. Żałuje, że zwiększa się dystans między nimi, między jego wybujałymi oczekiwaniami a prawdziwymi ludźmi. Gdyby się odwrócił, być może kobieta uznałaby, że jest źle wychowany. Trudno, ale przynajmniej zapamiętałby jej twarz, a nie tylko białą maskę. Może wdałby się w rozmowę, przez rytuał pytań i odpowiedzi zapamiętałby więcej szczegółów nadmorskiego pejzażu, zapamiętałby rzeczy, które teraz przemykają mu przed oczami i giną za plecami. <br />
Mężczyzna buntuje się przeciw zasadom i skostniałemu porządkowi zdarzeń, kiedy przyjemne następstwa podporządkowane są bezlitosnym przyczynom, nigdy odwrotnie. Zaskoczenie staje się iluzją. A przecież mógłby, niby przez przypadek, coś upuścić i tym prostym gestem połączyć dwa oddalające się od siebie światy. <br />
- Proszę pana! Coś panu upadło! – zawołałaby dziewczyna, podnosząc przedmiot. <br />
Wtedy on by się odwrócił i zaczęłaby się gra. On udawałby zdziwionego, ona przyjęłaby to ze zrozumieniem. On byłby wdzięczny, że znów może przyjrzeć się jej białej masce, bez konieczności zrzucenia swojej. <br />
Odbierając przedmiot, wilgotnymi palcami musnąłby skórę jej ręki. Poczułby jedwabisty meszek na nadgarstku - przyjemność, jakiej nie daje mocny uścisk dłoni. Delektując się nowymi doznaniami, mógłby przyjrzeć się z bliska jej owalnej twarzy, szyi i łagodnej linii obojczyków, krągłym ramionom i całej reszcie skrytej pod fałdami materiału, które tak wiele potrafią zdradzić mężczyźnie. <br />
Zrobiłby wszystko jak trzeba, bez pośpiechu, ignorując konwenanse. Nie miał pojęcia, jak zakończyłaby się ta historia, przeżyta na przekór zdrowemu rozsądkowi, wbrew zasadom, które przyczyniły się do takiego a nie innego rozwoju zdarzeń. Przypadek stworzyłby nowe możliwości. Mężczyzna – jak to mówią – dałby się ponieść instynktowi, uczuciu zrodzonemu z niepokoju i fascynacji.<br />
Wyobraził sobie, że razem z całą plażą oboje zanurzają się w lazurowych wodach wielkiego lustra i wszystko się zmienia. Będąc po drugiej stronie, mógłby poznać myśli kobiety i dzięki temu uwolnić się od własnych. To on czekałby z nogami mocno wbitymi w piasek, a ona by szła na spotkanie z wypisanymi na twarzy zwykłymi, ludzkimi zmartwieniami. Widząc, że coś ich łączy, uśmiechnąłby się, a ostre rysy jego twarzy natychmiast by złagodniały. Kobieta spojrzałaby na niego życzliwie. <br />
- Dzień dobry. <br />
- Dzień dobry. <br />
Tak pozdrowiła go kobieta w lustrze, a potem ruszyła przed siebie, niecierpliwie wypatrując życia, które wciąż było przed nią. <br />
Mężczyzna zdał sobie sprawę z jałowości takiego fantazjowania, przeżywania iluzji zamiast tego, co rzeczywiste. Nie mógł mieć pretensji do losu, że sprawy nie potoczyły się tak, jak sobie życzył. Przecież nawet nie odezwał się do dziewczyny. Jeśli sam nie wie, czego chce, to o czym miałby marzyć? <br />
Wbił wzrok w ziemię. Przypominał wronę, która przechadza się po piasku małymi kroczkami, ze skrzydłami założonymi do tyłu, jakby czekała na statek z Tandanhangue. Czyżby wreszcie nauczył się pokory i teraz czekał na niemożliwy cud, jak reszta mieszkańców tej wyspy, Munaui i tylu innych miejsc? <br />
Aby wreszcie zakończył się ten dzień, kobieta musi oderwać się od swojej ciężkiej pracy. Jeszcze raz omiecie wzrokiem plażę, poprawi na piersiach capulanę, potem weźmie w drobne ręce koszyk, ułoży go sobie na głowie i ruszy do domu. Mężczyzna zniknie w oddali. Lekko pochylony do przodu pomaszeruje w kierunku starej fortecy. W duchu nadal będzie się buntował, przeżuwając mijające, gorzkie minuty. Zapragnie odwlec moment odejścia dziewczyny, przyjrzeć się jej spokojnym ruchom, tak innym od wszystkiego, co dotąd widział. <br />
Każde z osobna syci się magiczną chwilą wieczoru, chłonie ciężką od pożądania ciszę, przedsionek nocy, która zaraz zapanuje nad światem. Potem rozejdą się do swoich spraw. Kobieta zakończy dzień niespiesznym spacerem, mężczyzna rozpocznie noc nerwowym marszem. <br />
Światło księżyca zaleje blaskiem opuszczone domy, a wyspę Ibo spowije granat nocy. <br />
<br />
<br />
ze zbioru opowiadań ,,Setentrião”, Lizbona, 2005<br />
<br />
Przełożyła Zofia StanisławskaLuzoczytaniehttp://www.blogger.com/profile/13846192762232036660noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9108446041645953102.post-22608338718711528332016-02-24T07:19:00.003-08:002016-03-01T07:21:40.998-08:00Historyk z Porto, pisarz z Mozambiku <b>João Paulo Borges Coelho to pisarz i historyk. Urodził się i wychował w Mozambiku, ale od lat mieszka i pracuje w Porto. Wykłada także w Maputo. W 2009 roku otrzymał portugalską nagrodę literacką Leya za powieść ,,Oko Herzoga". Pisze opowiadania i powieści. Jego styl, doświadczenie życia na styku kultur, umiłowanie afrykańskiej przyrody i oryginalne ujęcie przemian historycznych to tylko kilka ciekawych tropów w jego twórczości. W wywiadzie Coelho opowiada o swoim pisarstwie, inspiracjach, wielokulturowości, o problemach, z jakimi boryka się współczesna literatura afrykańska. Rzadko mówimy w Polsce o tym zjawisku, dlatego zachęcamy do lektury. <br />
</b><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj9FtDTqqC-I0RfO5ax_aLuO9tRZE5dJX3mmtWrW-wrT7-ibMhGmKmcUKL4LRKzWlyvzRrCnJTQexpN6m2dlmLwt1wZ50GwLMjgdbLtLfWerfPnup398wY0MVgOrOuLY_nD-oo-N_QvU-k/s1600/pobrane.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj9FtDTqqC-I0RfO5ax_aLuO9tRZE5dJX3mmtWrW-wrT7-ibMhGmKmcUKL4LRKzWlyvzRrCnJTQexpN6m2dlmLwt1wZ50GwLMjgdbLtLfWerfPnup398wY0MVgOrOuLY_nD-oo-N_QvU-k/s320/pobrane.jpg" /></a></div><br />
<br />
<br />
Carmen Tindó Secco: <i>Proszę powiedzieć parę słów o swoim wielokulturowych korzeniach. Urodził się pan w Porto (w Portugalii) w 1955 roku, ale od lat mieszka w Mozambiku. Uważa się pan za obywatela tego kraju.</i><br />
<br />
<br />
João Paulo Borges Coelho: Często zadają mi to pytanie i przyznaję, że wprawia mnie ono w zakłopotanie. Nie dlatego, że czuję się źle we własnej skórze (poza okresami zwątpienia, które dotykają każdego i nie sposób ich uniknąć). Chodzi o inną, często poruszaną kwestię, która dotyczy relacji między słowem a ukrywającym się za nim pisarzem. Pani pytanie odczuwam jako pewną ,,ingerencję w prywatność”. Mogę odpowiedzieć, że moja narodowość jest wynikiem zaistniałych okoliczności, a nie świadomego wyboru - oczywiście nie ujmując tej postawie szlachetności. Moja rodzina od pokoleń mieszka w obu krajach. Ukształtowało mnie wiele czynników. Mam poczucie fizycznej przynależności do ziemi, ale także czuję się związany z pewnym dziedzictwem kulturowym, z którego bierze się mój pogląd na świat. W Mozambiku poczułem fizyczną łączność z przyrodą. Jednocześnie utożsamiam się z kulturą portugalską. Nigdy jej nie odrzuciłem. To właśnie nazywam wielokulturowością. Stanowi ona początek a nie koniec wędrówki. Ja niczego nie wybrałem, ja się w tę sytuację ,,wrodziłem” i nie widzę w tym nic nadzwyczajnego. To zjawisko powszechne, chociaż kontynent afrykański, z powodów, których nie mamy tu czasu wyjaśniać, coraz częściej jest miejscem, z którego się wyjeżdża, a nie do którego się wraca. Chciałbym jeszcze dodać, że szukanie tak zwanej ,,czystości” (w sensie korzeni, rasy) wydaje mi się sztuczne, a nawet trochę podejrzane. Tę potrzebę podsycają sentymenty, które traktuję jako mechanizmy obronne obnażające różne słabości. Coraz częściej sentymenty służą też manipulacji, mają podłoże religijne lub polityczne. Ostatnio wszystko to zaczęło się przeplatać i nic dziwnego, że ludzie żywo na to reagują. Przeciwstawienie się tej tendencji wydaje mi się znacznie ważniejsze niż opisywanie źródeł wielokulturowości. <br />
<br />
<br />
<i>- W jaki sposób ta podwójna tożsamość widoczna jest w pańskiej twórczości? </i><br />
<br />
<br />
- Nie wydaje mi się, aby w moim przypadku można było mówić o podwójnej tożsamości. Przede wszystkim, dlatego że nie wierzę w istnienie jednorodnej tożsamości. Właściwie wszystko na ten temat powiedział Amin Malouf w Zabójczej tożsamości. Dla mnie tożsamość jest procesem. Pojęcie tożsamości jako zjawiska dwubiegunowego jest ideą modernistyczną, która czyni z nas ofiary losu. Odbiera siłę sprawczą, a przez to ogranicza intelekt, możliwości przemiany i rozwoju. Każdy skądś pochodzi i ten przypadek jest jedynie punktem wyjścia, początkiem drogi, podczas której człowiek styka się z innymi i zmienia. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. W każdych, nawet najgorszych, warunkach możemy być tolerancyjni (lubię to słowo, które często jest niedoceniane) i otwarci na świat. Oczywiście warunki, w jakich żyjemy, wpływają na nasze działania. W moim przypadku mają wpływ na moją twórczość, ale na szczęście nie jestem pisarzem, który tworzy, żeby dać wyraz swoim frustracjom. Ten stan bycia swego rodzaju ,,hybrydą” (pierwotnie łacińskie słowo ,,hybryda” oznaczało nie tylko osobę, w której żyłach płynęła krew dwóch ras, ale także kogoś, kto pochodził z dwóch krajów) w moim przypadku odnosi się również do czasu. Żyję w czasach post-kolonialnych, ale mam to szczęście, że pamiętam też czasy kolonialne. Pozwala mi to widzieć świat z różnych perspektyw, a także z większą swobodą przemieszczać się w czasie i przestrzeni. Wierzę, że daje mi to umiejętność krytycznego oglądu rzeczywistości i pozwala na jego uczciwe opisywanie, w tym sensie, że potrafię relatywizować to, co absolutne. Bardzo sobie to cenię.<br />
<br />
<br />
<i>- Zajmuje się pan historią Mozambiku. Proszę opowiedzieć o najważniejszych okresach i momentach zwrotnych w historii tego kraju, od czasów poprzedzających kolonizację po współczesne rządy neoliberalne. <br />
</i><br />
<br />
- Brak niezależnych opracowań historycznych jako alternatywy dla tekstów z czasów kolonialnych, a także konieczność afirmacji własnej tożsamości, która pojawiła się wraz z niepodległością, sprawiły, że my – historycy studiujący po uzyskaniu niepodległości – staliśmy się z konieczności historykami ,,nacjonalistycznymi”. Inaczej mówiąc, chcieliśmy zajmować się przede wszystkim historią naszej ojczyzny. Skutek był taki, że zaczęto zapraszać setki historyków z zagranicy, którzy mieli nas uczyć. Jednak my nie wykazywaliśmy żadnego zainteresowania ,,obcą” historią. Z jednej strony było to dobre zjawisko, ale miało swoje wady. Z jednej strony taka postawa nas wzbogaciła, z drugiej czegoś pozbawiła. Wracając do pani pytania, można powiedzieć, że przed kolonizacją nie było Mozambiku. Owszem, istniały duże podmioty zjednoczone w ramach unii politycznej (Gaza, Undi itd.) oraz małe podmioty (niezależne państewka plemienne). Wytyczając granice, przedstawiciele portugalskiego kolonializmu stworzyli pojęcie ,,mozambickości”. Nie było to działanie zamierzone i miało wiele skutków negatywnych, ale to właśnie portugalskiemu kolonializmowi zawdzięczamy początki naszej narodowości. W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku ruch narodowowyzwoleńczy zmienił ten element ,,mozambickości” z negatywnego w rzecz pozytywną. To, co wcześniej było piętnem, stało się powodem do dumy. Powstała pewna utopia i poczucie wspólnoty losu, które niemal całkowicie zniszczono w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych z powodów, których nie będziemy teraz wyjaśniać. Mamy za sobą doświadczenie bratobójczej wojny, okrucieństw na niespotykaną skalę. Powodem była nie tylko zewnętrzna agresja, w kontekście naszego regionu, ale także brak umiejętności stworzenia systemu, który w nowych okolicznościach podtrzymałby w nas wiarę w utopię. Na szczęście udało nam się zaprowadzić pokój i jest to ogromne osiągnięcie. Wraz z końcem wojny nastąpił rozwój gospodarczy, ale pojawiły się różne problemy wynikające z nastania tak zwanego neoliberalizmem. Dziś neoliberalizm rozwija się w sposób niekontrolowany na całym świecie. Nie byliśmy na niego przygotowani i skutki tego są opłakane. Mamy problemy z wprowadzeniem pluralizmu politycznego. Poza tym żyjemy w systemie, w którym nie liczą się kultura i solidarność społeczna. Istnieje pilna potrzeba odbudowania poczucia wspólnoty, ale można to osiągnąć jedynie poprzez kompromis, a nie narzucanie wizji przez jedną ze stron. Potrzebna jest nam kultura, a jeszcze bardziej edukacja. Potrzebna jest przestrzeń dla krytycznej wymiany myśli, stworzenia alternatywy, a w konsekwencji równowagi. Trzeba zapełnić tę pustynię, która powstała na skutek narzucenia jedynej ,,słusznej” wizji. <br />
<br />
<br />
-<i> W pańskiej twórczości powraca temat wojny. Dlaczego? Wierzy pan w oczyszczającą moc literatury? Czy poprzez literaturę można pozbyć się traumy i koszmarów, które wciąż są obecne w społeczeństwie Mozambiku?<br />
</i><br />
<br />
- Wojna jest obecna w mojej twórczości, ponieważ odcisnęła straszliwe piętno na naszej najnowszej historii. Z czterdziestu pięciu lat niepodległości połowę zajęła nam wojna. Pośrednio lub bezpośrednio jej skutki odczuła każda mozambicka rodzina. Dziesiątki tysięcy zabitych, miliony przesiedlonych i uchodźców. Tak się składa, że zawodowo zajmuję się współczesną historią i piszę o tych konfliktach. Co do terapeutycznej roli literatury, jeśli rzeczywiście istnieje, to jest ograniczona, tak samo jak rola literatury w naszym społeczeństwie. <br />
<br />
<br />
-<i> W swoim życiu zawodowym łączy pan karierę profesora historii i pisarza. Jak pan to robi? Proszę pokrótce opowiedzieć o swoich doświadczeniach badacza historii oraz wykładowcy na studiach podyplomowych w Mozambiku, Portugalii i w innych krajach. </i><br />
<br />
<br />
- Wykładowcą jestem od wielu lat, zaś pisarzem od niedawna. Literatura jest dla mnie czymś nowym, wcale tego nie planowałem. Zająłem się literaturą dla przyjemności, tak jak wieloma innymi rzeczami (na przykład malowaniem, studiowaniem filozofii, graniem na instrumentach muzycznych). Obecnie obie te profesje rozwijają się równolegle i w jakimś sensie uzupełniają się. Jedynym moim problemem jest zbyt krótki dzień. Ciągle brakuje mi czasu. <br />
<br />
<br />
<i>- Bywa, że granice między faktami a fikcją zacierają się. Jak ta sprawa wygląda w pańskiej twórczości? Proszę opowiedzieć o metodach, jakich używa pan do budowania fabuły. <br />
</i><br />
<br />
- Rzeczywiście te granice mogą wydawać się niewyraźne, choć dla mnie są jasne. Gdzieś czytałem, że Umberto Eco oburzał się na Kod Leonarda da Vinci Dana Browna, ponieważ autor przedstawiał swoje domysły jako fakty. I to jest właśnie dla mnie nieprzekraczalna granica między prawdą a fikcją. Jest jedna rzecz, której nie wolno robić, granica, której nie można przekroczyć, a mianowicie świadomie przedstawiać fikcję jako prawdę. Na jednym ze swoich uniwersyteckich wykładów Vladimir Nabokov powiedział: ,,Literatura nie mówi prawdy, lecz ją wymyśla. Literacka fikcja jest rzeczywiście fikcją, a nazwać opowieść historią prawdziwą to obraza zarówno dla sztuki, jak i dla prawdy”. Istnieje też inna, bardzo znana definicja literackiej fikcji, wedle której jest ona rodzajem umowy. Pisarz udaje, że mówi prawdę, a czytelnik udaje, że w to wierzy. Ta umowa pod żadnym pozorem nie może być zerwana, gdyż grozi to zniszczeniem magii (prawdy) literackiej. Oczywiście to nie oznacza, że fikcja literacka nie aspiruje do pewnej ,,własnej” prawdy w ramach danego utworu. Inaczej mówiąc, poprzez zastosowanie fikcji literackiej pisarz powinien wywiązać się z umowy w sposób kompetentny, stosując kryterium prawdopodobieństwa, czyli - jak to ujął António Cândido (brazylijski pisarz, przyp.tłum.)- ,,poczucia prawdy”. Nie jest to jednak prawda dosłowna, obiektywna, ale prawda, jaką na swój użytek czytelnik wynosi z lektury. Obecnie pracuję nad powieścią historyczną (chodzi o ,,Oko Hertzoga”, powieść z 2009 roku), przyp. tłum.), w której zajmuję się tym zagadnieniem, ryzykując zbliżenie się do granicy, której nie powinienem przekroczyć. Postaci wymyślone stykają się bowiem z postaciami, które istniały naprawdę, a wydarzenia fikcyjne mieszają się z tymi, które historia przytacza jako prawdziwe. Postawiłem sobie kluczowe pytanie: Co by było, gdyby powszechnie znane wydarzenia z historii miały inne zakończenie? Co by się stało, gdyby historia potoczyła się inaczej? W istocie chodzi o rodzaj ćwiczenia, które nie aspiruje i nigdy nie mogłoby aspirować do zastąpienia prawdy. Stosuję pewien chwyt polegający na wykorzystaniu znanych postaci historycznych do stworzenia iluzji. W ten sposób przypominam czytelnikowi, że to, co piszę, nie jest prawdą. Robię to również dlatego, że w przypadku naszego kraju tradycja czytelnictwa jest tak krucha i słaba, iż ryzyko niezrozumienia jest podwójne. Prawdziwa jest jedynie radość z wymyślenia historii, prawdziwe jest to, co czytelnik wyniesie z lektury. <br />
<br />
<br />
<i>- Region Zumbo często pojawia się w pańskich książkach. Skąd zainteresowanie tą częścią Mozambiku? </i><br />
<br />
<br />
- Odwiedziłem Zumbo kilka razy w celach zawodowych. Jest to szczególne miejsce, rejon odcięty od świata i ,,zapomniany”. Bardzo trudno tam dotrzeć. Byłem w Zumbo trzy razy, zaraz po wojnie. Nie mogłem się tam dostać żadną drogą od strony Mozambiku. Musiałem lecieć do Harare, stolicy sąsiedniego Zimbabwe, i stamtąd jechać pięćset kilometrów, w większości drogą gruntową, do granicy z Mozambikiem. Ile razy tam jestem, mam wrażenie, że słyszę niemy krzyk mieszkańców tej ziemi, na których nikt nie zwraca uwagi. To miejsce nauczyło mnie wielu rzeczy. Zrozumiałem, jak wielką rolę odgrywa w życiu ludzi rzeka, jak ważny jest dla nich kontakt z duchami zmarłych i magią. Zobaczyłem, jak wygląda ich codzienność przepełniona rozbrajającą beztroską. Istnieją tam również ślady dawnej obecności Portugalczyków sięgające XVI wieku. Człowiek co rusz potyka się o kamienie z inskrypcjami, które w żaden sposób nie są chronione. Wszystko to tworzy specyficzną klimat. Historię traktuje się tam z nonszalancją, która niweluje poczucie upływu czasu. To sprawia, że Zumbo jest niepowtarzalne. Na podstawie zrobionych notatek napisałem moją pierwszą powieść. Poza wszystkimi powodami, które tu wyliczyłem, a jest ich sporo, Zumbo nie różni się szczególnie od innych miejsc. Przypomina północną część prowincji Niassa, gdzie bywałem w młodości. Doświadczenia z tego okresu też zamierzam kiedyś opisać. <br />
<br />
<br />
<i>- ,,As Duas Sombras do Rio" (2003) jest pana pierwszą wydaną powieścią. Opowiada o przeszłości Mozambiku. Rzeka ma tu znaczenie symboliczne. Proszę powiedzieć parę słów o roli, jaką rzeka odgrywa w pańskiej twórczości, w sensie literackim i historycznym. <br />
</i><br />
<br />
- Ta książka jest mi szczególnie bliska, bo kiedy ją pisałem, po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, że z zebranego materiału potrafię stworzyć fikcję. Uświadomiłem sobie, że zauroczenie miejscem może natchnąć mnie do napisania książki. Rzeczywiście, w tej powieści rzeka pełni ważną rolę, ponieważ wpływa na życie społeczności. Rzeka jest symbolem, kluczem do zrozumienia współczesnego Mozambiku i przemian, jakie w nim następują. Ta opisana w książce jest ogromna, jest jedną z największych na świecie rzek. Jej istnienie wpływa na powstawanie różnych struktur społecznych, mitów i języków. Dzieli ziemię na dwie części: znajdujące się na północy tereny żeńskie, spod znaku kobry, oraz znajdujące się na południu tereny męskie, spod znaku lwa. Oddziela wodę od ognia. Zawsze martwił mnie fakt, że nie było tam mostu. Uważałem, że to może stanowić wielkie zagrożenie. Dziś, trzydzieści lat po uzyskaniu niepodległości, wreszcie rozpoczęto jego budowę. Niedawno tamtędy przejeżdżałem. Most jest prawie gotowy i wygląda majestatycznie. Bardzo mnie to ucieszyło. Wracając do książki, rzeka odegrała w niej ważną rolę. Po pierwsze stanowiła granicę pomiędzy dwoma różnymi światami, posłużyła mi do opowiedzenia historii o wojnie. Była jak wielka pulsująca żyła, którą przepłynęły rzesze niewolników, a wraz z nimi nastąpił ogromny upływ krwi. W Brazylii dużo mówi się o smutnym życiu niewolników na nowym lądzie. Tutaj rozpacz zdaje się być większa, ponieważ to właśnie stąd wywożono ludzi, którym następnie zgotowano los straszny los. Ta rozpacz związana jest z pustką. <br />
<br />
<i><br />
- Powieść <i>As Visitas do Dr. Valdez</i> (2004) otrzymała nagrodę literacką im. José Craveirinhi, przyznawaną przez Stowarzyszenie Pisarzy Mozambickich. Jaką rolę odegrała ona w pańskiej karierze literackiej? Proszę opowiedzieć o postaciach z tej książki. </i><br />
<br />
<br />
- Oczywiście ta nagroda bardzo mi pochlebia. Ma wielkie znaczenie, tak jak wszystko, co przyczynia się do rozpowszechnienia literatury mozambickiej. Jeśli chodzi o jej wpływ na moje życie zawodowe, nie wiem, co odpowiedzieć. Przynajmniej na razie pisanie nie wiąże się dla mnie z karierą, jest jednym z wielu zajęć. Ważniejsze od świadomego budowania kariery pisarskiej jest samo doświadczenie związane z pisaniem, radość eksperymentowania z nowymi rzeczami. I proszę nie traktować tego jako przejawu zblazowania. Nie żyję z pisania i nie ma ono wpływu na moje zarobki. Co do wspomnianej książki, opowiada historię rodzinną. Kto ją czytał, z pewnością był zaskoczony, jak mało w niej literackiej fikcji. Trzy główne postaci (łącznie z ekscentrycznym Valadezem) są prawdziwe, a ja jako dziecko rzeczywiście bawiłem się wózkiem inwalidzkim mojej ciotecznej babki Mamei.<br />
<br />
<br />
-<i> W pańskiej piątej książce zatytułowanej Rua 513.2 opisuje pan Mozambik z lat osiemdziesiątych. Czy tytułowa ulica rzeczywiście istniała, czy jest fikcją literacką? <br />
</i><br />
<br />
- Dla mnie źródłem fikcji zawsze jest rzeczywistość. Rua 513.2 to w jakimś sensie moja własna ulica z tego gorącego okresu. Cieszy mnie, że wielu ludzi rozpoznało w niej swoją ulicę. Można śmiało powiedzieć, że to była nie tylko moja ulica, ale wszystkie ulice miasta w tamtym okresie. Książka jest próbą podsumowania minionych czasów bez oceniania, czy były dobre, czy złe. To rozliczenie z sensie dosłownym, uporządkowanie przeszłości. <br />
<br />
<br />
-<i>Napisał pan też kilka innych książek, między innymi wydaną ostatnio ,,Campo de Trânsito" (2007). Czy ten utwór również nawiązuje do ważnych wydarzeń z historii Mozambiku? </i><br />
<br />
<br />
- Campo de Trânsito porusza temat obozów reedukacyjnych w czasach socjalizmu, ale jednocześnie ukazuje szerszy kontekst. W pewnym sensie książka ta jest bardziej abstrakcyjna od poprzednich. Stawia pytania dotyczące absurdu naszej cywilizacji. Nie chodziło mi o pełną analizę zjawiska obozów reedukacyjnych. Jeśli będę chciał zająć się tym wstydliwym tematem, potraktuję go dosłownie, pomimo problemów związanych z gromadzeniem dokumentacji i próbami utajniania tego, co się z nim wiąże. Nie chciałbym, aby książka była traktowana jedynie jako źródło wiedzy na temat działalności obozów. <br />
<br />
<br />
<i>- Może pan wymienić autorów mozambickich i z literatury światowej, którzy wpłynęli na pańską twórczość? <br />
<br />
</i><br />
- Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Wynika to ze sposobu, w jaki piszę. Nie wymyślam historii a priori, nie szukam odpowiedniego stylu. Po prostu piszę instynktownie i jestem przywiązany do tej ,,nieracjonalnej” metody pisarskiej. Przeżywam pisanie jako wyzwolenie. Mógłbym pewnie odpowiedzieć, że wszystko, co dotąd przeczytałem, wpłynęło na moją twórczość. Oczywiście, moje dotychczasowe lektury nie były wybierane w sposób zupełnie przypadkowy. Obowiązuje w nich pewna hierarchia. Nie wiem jednak, w jaki sposób mogło to wpłynąć na wybory, jakich dokonywałem w trakcie pisania. Odpowiem inaczej. W młodości byłem pod wielkim wrażeniem czystości języka portugalskiego u Eçy de Queiroza (ironia, humor), magii u Poego, absurdu u Kafki. Dziś porusza mnie impulsywność Lobo Antunesa, spokój Chinuy Achebe oraz rygor i prostota w twórczości J.M. Coetzee. <br />
<br />
<i><br />
- Ma pan ulubione książki?</i><br />
<br />
<br />
- Na szczęście nie muszę czytać literatury zawodowo. Czytam dla przyjemności. Zdaję się na przypadek. Czasem pojawia się jakiś ciekawy wątek, który staram się zgłębić. Ostatnio przydarzyło mi się to przy okazji lektury książek W.G. Sebalda, którego wcześniej nie znałem. Przeczytałem Campo Santo, Historię naturalną zniszczenia, a teraz czytam Austerlitz. Podobnie zgłębiłem twórczość filozofa Giorgia Agambena (Profanacje, Idea prozy, Bartleby, czyli o przypadkowości). Wiele książek czeka cierpliwie na półce, zwykle dlatego, że są długie i ich lektura wymaga czasu (jak choćby W poszukiwaniu straconego czasu Prousta, w przekładzie poety Pedra Tamena, którą czytam od dwóch lat). Nie jest dla mnie ważna erudycja, lecz radość czytania. Nie mam dobrej pamięci i przez to często wracam do niektórych książek, poznaję je na nowo. Tak było z Kwartetem aleksandryjskim Durrella. Są też autorzy, których czytam od deski do deski, wszystko, co wyszło. Należy do nich J.M.Coetzee (zawsze czytam go po angielsku ze względu na oszczędny i surowy styl). Mam z nim wiele wspólnego. Jest parę książek, po które często sięgam, a potem odkładam. Kiedy jednak leżą pod ręką, lśnią jak prawdziwe gwiazdy (Laços de Família Clarice Lispector, Lavoura Arcaica Nassara). Często wracam do poezji (Kavafis, Achmatowa). W sumie jestem zwykłym czytelnikiem. Pewnie gdyby zadała mi pani to pytanie za kilka lat, mój wybór byłby inny. <br />
<br />
<br />
<i>- Jakie ostatnio czytał pan książki autorów mozambickich i obcych? Które z nich spodobały się panu najbardziej i dlaczego?<br />
</i><br />
<br />
- Niełatwo na bieżąco śledzić to, co dzieje się w literaturze. Rzadko trafiają do nas nowości, a to, co się pojawia, często jest złe, choćby cała masa poradników. Poza tym książki są drogie. Jeśli chodzi o Brazylijczyków, ostatnio czytałem Bernarda Carvalha i Miltona Hatouma. <br />
<br />
<br />
<i>- Mia Couto, Ungulani Ba ka Khosa, Paulina Chiziane, Lília Momplé, Suleiman Cassamo to tylko kilka nazwisk autorów, którzy w swoich powieściach też piszą o historii Mozambiku. Może pan powiedzieć, co różni pańską twórczość od tych pisarzy, a co was łączy? </i><br />
<br />
<br />
- Jestem historykiem i dlatego próbuję uwolnić się od historii (jak dotąd mi się to nie udało), podczas gdy oni wychodzą jej naprzeciw. Czasem mam wrażenie, że historia nas przytłacza, przeszkadza w tworzeniu literatury bardziej otwartej na codzienność. Wydaje mi się, że Afryka cierpi z powodu nadmiaru historii, zaplątała się i wpadła w jej pułapkę. To sprawia, że nie potrafi stawić czoło teraźniejszości. Poza historią dla mnie osobiście ważny jest czynnik geograficzny, aura miejsca. Spośród autorów, których pani wymieniła, wydaje mi się, że Ungulani Khosa najlepiej radzi sobie z historią. Odwołuje się do niej, nie popadając w manieryzm i robi to z dobrym skutkiem. <br />
<br />
<br />
<i>- Czy istnieją cechy łączące literaturę południowoamerykańską (głównie brazylijską) i europejską (z naciskiem na portugalską) z literaturą mozambicką? Czy istnieje między nimi dialog? </i><br />
<br />
<br />
- Wszystko zależy od tego, co rozumiemy poprzez dialog. W czasach kolonialnych pisarze z Mozambiku szukali w księgarniach książek Jorge Amado i neorealistów portugalskich. Powszechnie wiadomo, że język Guimarãesa Rosy inspirował Luandina Vieirę i Mię Couto. Wydaje mi się, że w naszej rzeczywistości interesujących źródeł inspiracji jest o wiele więcej. Nie chodzi tu o traktowanie dzieł w sposób utylitarny lub instrumentalny, ale o ich pozytywny odbiór, który według mnie wynika właśnie z wielokulturowości. Na przykład dosadny i drastyczny język Juana Rulfo, gniew u Raduana Nassara, pewna baśniowość u Garcíi Marqueza czy subiektywizm i rytm u Lobo Antunesa. Nawet zdyscyplinowana i logiczna proza Gonçala M.Tavaresa, która na pierwszy rzut oka wydaje się tak odległa. To wszystko może być inspirujące. Osobiście poszukuję literatury otwartej, nie zaś ograniczonej stereotypami, literatury mocno związanej z ziemią, ale z uniesioną głową, uważnie obserwującej otoczenie. Nie zgadzam się z opinią, że pisarz przekazuje światu jakieś prawdy objawione. Literatura jest niezależna, co wcale nie oznacza braku zaangażowania. Znaczy tylko tyle, że nie jest na niczyich usługach. Tworzy związki z otaczającym światem według własnego widzimisię. Płaci za to wysoką cenę, ponieważ w niczym nie ma decydującego głosu. Jeśli chodzi o dialog między literaturami różnych krajów, trzeba pamiętać o twórczości w pozostałych krajach afrykańskich, poza kręgiem języka portugalskiego. Kiedy mówimy o dialogu między naszą literaturą a literaturą pisaną w innych językach (na przykład anglojęzyczną), przychodzą mi na myśl rzesze zaniepokojonych ,,miłośników” języka portugalskiego, którzy wszędzie węszą zagrożenie dla mowy portugalskiej lub ignorują wszystko, co powstaje w obcym języku. Uważam, że ta absurdalna postawa jest przejawem krótkowzroczności. Chociaż język portugalski jest najbliższy memu sercu, uważam, że jedynie otwarcie się na świat gwarantuje jego dynamiczny rozwój. <br />
<br />
<i><br />
- Może pan wskazać kierunki, jakie pojawiają się we współczesnej poezji i prozie Mozambiku? </i><br />
<br />
<br />
- Nie jestem badaczem literatury, tylko jej czytelnikiem i niestety nie tak uważnym, jakbym chciał. Mogę jedynie powiedzieć, że literatura mozambicka na razie jest zbyt słaba, by można było dopatrywać się w niej kierunków. Koniec utopii oznaczał również koniec tendencji nacjonalistycznej. Literatura znalazła się w okresie przejściowym, dziś przechodzi proces indywidualizacji i subiektywizacji. Aby pojawiły się jakieś kierunki, literatura musi żyć, a u nas na razie stara się przetrwać. <br />
<br />
<br />
<i>- Pomimo dużego potencjału i nieśmiałych prób zaistnienia za granicą literatura afrykańska w języku portugalskim nie jest powszechnie znana na forum międzynarodowym. Dlaczego? W jaki sposób można to zmienić? </i><br />
<br />
<br />
- Uważam, że ta sytuacja wynika z uwarunkowań rynku, z jego zepsucia. Coraz częściej książka staje się popularna z powodów nie mających nic wspólnego z jej ,,wartością”. Wynika to z czynników, dzięki którym rzecz miałka staje się bestsellerem. Gust trzeba wykształcić, pracować nad nim. Na rynkach krajów ,,północnej półkuli” istnieje pewien stereotyp. W literaturze afrykańskiej poszukuje się określonego obrazu Afryki. Wynika to z nostalgii za kolonialną przeszłością, tęsknoty za egzotyką i tragedią, bo tylko ona budzi tak silne poczucie solidarności. To wszystko wpływa na literaturę afrykańską, zmusza ją do podjęcia z góry wyznaczonej roli i zajęcia odpowiedniego miejsca na półkach w księgarniach. Najlepiej, żeby taka książka miała na końcu słowniczek wyrazów egzotycznych. Im jest dłuższy, tym większa gwarancja, że książka jest rzeczywiście afrykańska. Z drugiej strony istnieje problem o wiele poważniejszy, który wyjaśnia słabość literatury afrykańskiej – brak rodzimych rynków książki. W krajach afrykańskich posługujących się językiem portugalskim rynek książki jest skromny, a właściwie nie istnieje. Niewiele osób pisze, prawie nikt nie czyta i to nie z powodu dużego analfabetyzmu (choć to zjawisko istnieje), co ze względu na fakt, że większość ludzi nie stać na kupienie książki. Dlatego los książki afrykańskiej zależy przede wszystkim od sukcesu na rynku portugalskim, także na brazylijskim. Mamy do czynienia ze schizofreniczną sytuacją, kiedy pisze się dla czytelników mieszkających daleko stąd o rzeczywistości, która jest im obca. Wiadomo, że rynek nie powstaje z dnia na dzień, zależy od wielu czynników. Jednym z nich, dla mnie kluczowym, jest zmiana postawy elit rządzących wobec rynku książki. Obecny neoliberalizm niszczy dziedzictwo duchowe Afryki. Dziś rządzący zwracają przede wszystkim uwagę na sprawy materialne, ignorując kwestie duchowości i kultury, bo w tych dziedzinach nie można oczekiwać natychmiastowych korzyści politycznych bądź finansowych. Rynek ten nie daje wielkich zysków, zaś fikcja potrzebna jest politykom jedynie jako narzędzie propagandy, służy umocnieniu ich pozycji. Trzeba to zmieniać. Tylko doceniając naszą rodzimą literaturę możemy oczekiwać, że zostanie ona doceniona za granicą. Społeczeństwo wywiązuje się ze swojego zadania. Setki młodych ludzi uczestniczą w wydarzeniach literackich. Najwyższy czas, żeby władza też coś zrobiła. Wracając do forum międzynarodowego, warto zastanowić się, dlaczego wyróżnia się literaturę światową i literaturę afrykańską. Umieszczono nas w getcie, z którego trudno nam wyjść. <br />
<br />
<br />
<br />
<i>- Jakie ma pan plany na przyszłość?</i> <br />
<br />
<br />
<br />
- Nie mam żadnych planów literackich. Chcę nadal cieszyć się możliwością czytania i kontynuować nałóg pisania. Czytanie i pisanie dają mi prawdziwą radość z różnych powodów, natury społecznej i osobistej. <br />
<br />
<br />
przekład Zofia Stanisławska <br />
<br />
Wywiad Carmen Tindó Secco z pisarzem ukazał się w 2010 roku na stronie http://www.buala.org/pt/cara-a-cara/entrevista-a-joao-paulo-borges-coelhoLuzoczytaniehttp://www.blogger.com/profile/13846192762232036660noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9108446041645953102.post-20552052904005656742015-06-28T07:34:00.000-07:002015-06-28T07:43:38.150-07:00Poeta ksiądzDaniel Faria (1971 - 1999)<br />
<br />
Ten przedwcześnie zmarły poeta portugalski został pośmiertnie uznany za jednego z najwybitniejszych przedstawicieli literatury portugalskiej. Jego wiersze zebrane wydano dopiero w 2003 roku. Ten femonen sławy po śmierci i braku wiedzy o autorze za jego życia wiąże się zapewne z faktem, że od wczesnych lat chciał zostać księdzem i nigdy nie szukał rozgłosu, funkcjonując na uboczu głównych nurtów. W seminarium angażował się w projekty kulturalne, reżyserując sztuki, organizując wieczory poezji wybitnych portugalskich twórców. Z tego powodu spotykał się często z brakiem zrozumienia ze strony przełożonych. Po zakończeniu seminarium rozpoczał studia na wydziale literatury w Porto. W tym czasie powstają wiersze poświęcone miastu i jego mieszkańcom, choć coraz częściej w twórczości poety pojawia się motym śmierci i Boga. Koledzy wspominali go jako wyjątkowo cichego, skupionego, ale bardzo życzliwego i wrażliwego człowieka. Często chodził do kina, uwielbiał Tarkowskiego i Bergmana, zachwycał się poezją Rilkego. Faria nie ukończył studiów. Podjął ostateczną decyzję o wstąpieniu do zakonu benedyktynów. Był bardzo nieśmiały i nie wyobrażał sobie prowadzenia parafii. Klasztor był dla niego idealnym miejscem, dającym możliwość nieskrępowanego rozwoju. Ciekawe, że pomimo pewnego wycofania, dystansu wobec świata, przez lata całkiem nieźle zarabiał, zdobywając liczne nagrody za swoje utwory. Pięniądze posyłam rodzinie i przyjaciołom. Zmarł nagle w Boże Ciało, wskutek nieszczęśliwego wypadku, tuż przed złożeniem ślubów zakonnych. Wstał w nocy, by zamkąć okno, gdyz zaczęło mocno padać. Rama okna przycięła mu palec u ręki. Upadł na ziemię, uderzył głową o posadzkę i doznał urazu mózgu. Zmarł w szpitalu, nie odzyskawszy przytomności. Miał zaledwie 28 lat, ale to, co po sobie zostawił, zapiera dech w piersiach.<br />
<span class="text_exposed_show" style="background-color: white; color: #141823; display: inline; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 13px; line-height: 18px;"><br /></span>
<span class="text_exposed_show" style="background-color: white; color: #141823; display: inline; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 13px; line-height: 18px;"><br /></span>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiZrKznRYVLkGl3Ikn6O0mNoSoIBqy_Wmw5R7m-m-yFtvIGkLbyp3ncIr7kjSSkSyQCevHD9NFCurrxHd0KvJgtLqcI-MctcGxqlEOUAsB8Xj7Q4jRODjmOS_7LMyBEtgYmkEz_YgamtLw/s1600/DanielFaria.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiZrKznRYVLkGl3Ikn6O0mNoSoIBqy_Wmw5R7m-m-yFtvIGkLbyp3ncIr7kjSSkSyQCevHD9NFCurrxHd0KvJgtLqcI-MctcGxqlEOUAsB8Xj7Q4jRODjmOS_7LMyBEtgYmkEz_YgamtLw/s1600/DanielFaria.jpg" /></a></div>
<span class="text_exposed_show" style="background-color: white; color: #141823; display: inline; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 13px; line-height: 18px;"><br /></span>
<span class="text_exposed_show" style="background-color: white; color: #141823; display: inline; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 13px; line-height: 18px;"><br /></span>
<span class="text_exposed_show" style="background-color: white; color: #141823; display: inline; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 13px; line-height: 18px;"><br /></span>
<span class="text_exposed_show" style="background-color: white; color: #141823; display: inline; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 13px; line-height: 18px;"><br /></span>
<br />
<div class="MsoNormal">
<i><span style="font-size: 11.0pt; mso-ansi-language: PL; mso-bidi-font-size: 10.0pt;">Rozdzielenia
Abrahama i Lota (Gn 13)<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<span lang="PT" style="font-size: 11.0pt; mso-ansi-language: PT; mso-bidi-font-size: 10.0pt;">Se fores pela direita
Gdy pójdziesz w prawo<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span lang="PT" style="font-size: 11.0pt; mso-ansi-language: PT; mso-bidi-font-size: 10.0pt;">Olharei em redor
Będę czuwał <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span lang="PT" style="font-size: 11.0pt; mso-ansi-language: PT; mso-bidi-font-size: 10.0pt;">Se fores pela esquerda e descansares Gdy pójdziesz w lewo i
spoczniesz<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span lang="PT" style="font-size: 11.0pt; mso-ansi-language: PT; mso-bidi-font-size: 10.0pt;">Olharei em redor
Będę czuwał <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<span lang="PT" style="font-size: 11.0pt; mso-ansi-language: PT; mso-bidi-font-size: 10.0pt;">O meu olhar há-de acompanhar-te Moje spojrzenie nie
odstąpi cię na krok<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span lang="PT" style="font-size: 11.0pt; mso-ansi-language: PT; mso-bidi-font-size: 10.0pt;">Como a poeira à volta dos teus pés Jak pył wokół twoich stóp <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<span lang="PT" style="font-size: 11.0pt; mso-ansi-language: PT; mso-bidi-font-size: 10.0pt;">Se desceres à planície Gdy zstąpisz na równinę<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span lang="PT" style="font-size: 11.0pt; mso-ansi-language: PT; mso-bidi-font-size: 10.0pt;">E fizeres a tenda com o véu da mulher I namiot wzniesiesz z chusty kobiecej<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt; mso-ansi-language: PL; mso-bidi-font-size: 10.0pt;">Não desviarei o olhar
Nie odwrócę wzroku<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span lang="PT" style="font-size: 11.0pt; mso-ansi-language: PT; mso-bidi-font-size: 10.0pt;">Não dividirei a túnica
Nie rozedrę szat<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<span lang="PT" style="font-size: 11.0pt; mso-ansi-language: PT; mso-bidi-font-size: 10.0pt;">Se fores pelo centro de ti mesmo Gdy wejdziesz w
głąb siebie<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt; mso-ansi-language: PL; mso-bidi-font-size: 10.0pt;">Tactearei
Wskażę ci drogę<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt; mso-ansi-language: PL; mso-bidi-font-size: 10.0pt;">Abrirei a mão e estarás próximo Wyciągnę dłoń i
będziesz blisko <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt; mso-ansi-language: PL; mso-bidi-font-size: 10.0pt;">Basta respirares Wystarczy jeden oddech twój<o:p></o:p></span></div>
<span class="text_exposed_show" style="background-color: white; color: #141823; display: inline; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 13px; line-height: 18px;">
</span><br />
<div class="MsoNormal">
<span lang="PT" style="font-size: 11.0pt; mso-ansi-language: PT; mso-bidi-font-size: 10.0pt;">E olharei em redor
A będę czuwał <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span lang="PT" style="font-size: 11.0pt; mso-ansi-language: PT; mso-bidi-font-size: 10.0pt;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 14.6666669845581px;">tłumaczenie Zofia Stanisławska</span></div>
Luzoczytaniehttp://www.blogger.com/profile/13846192762232036660noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9108446041645953102.post-52938665467513094832014-10-27T05:52:00.001-07:002014-10-27T05:53:04.985-07:00Miasto ślepców <div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 115%;"><b>José
Saramago </b><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Laureat
Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za rok 1998. Syn analfabetów, wielki
samotnik z wyspy Lanzarote, gdzie spędził ostatnie lata życia. Jego pierwszą
żoną była znana artystka Ilda Reis, drugą związana niegdyś z Opus Dei Hiszpanka Pilar del Rio. Saramago był komunistą i znanym </span><span style="font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">antyklerykałem. Przyjaźnił się z przywódcą
portugalskich komunistów Álvaro Cunhalem.
Pracował jako dziennikarz, pisał wiersze. Postać kontrowersyjna,
wygłaszająca obrazoburcze opinie o Bogu, a jednocześnie autor piszący głęboko
poruszające powieści o walce dobra ze złem. <i>Miasto
ślepców</i> (<i>O Ensaio sobre a Cegueira</i>)
to najbardziej znany utwór Saramago, w 2008 roku przeniesiony na ekran przez
brazylijskiego reżysera Fernanda Meirellesa. Każda powieść Saramago opierała
się na błyskotliwym pomyśle. <i>Baltazar i
Blimunda</i> (<i>Memorial do Convento</i>)
to piękny fresk o Portugalii w czasach późnej inkwizycji, <i>Kamienna tratwa</i> (<i>Jangada de
Pedra</i>) zaczyna się od kataklizmu, wskutek którego Portugalia odrywa się od
Europy i dryfuje w kierunku Brazylii. <i>Rok
śmierci Ricarda Reisa</i> (<i>O Ano da Morte
de Ricardo Reis</i>) jest próbą opisania jednego z poetyckich wcieleń Fernanda
Pessoi, zaś <i>Miasto białych kart</i> (<i>O Ensaio sobre a Lucidez</i>) opowiada o
wyborczym nieposłuszeństwie obywateli pewnego miasta. Do każdej z tych powieści
możemy dopasować własny klucz i w tym tkwi tajemnica wielkiego talentu
Saramago. Każdy z nas mógłby nakręcić własną wersję <i>Miasta ślepców</i> i każda byłaby inna. </span><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Dziś
przytaczamy fragment tej właśnie powieści. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 12pt; line-height: 115%;">Trzecie wydanie <i>Miasta ślepców </i></span><span style="font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">José Saramago ukazało się nakładem wydawnictwa Rebis. </span><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhfG3gXKmEsFxQ8VZmfP6FS52VQ14BwK4ZaG7WX0Dp1PRG9_ScEiIXEfFYUGHnm4so-sjwDaMbKCr_oyKc5HETtSI_JBR3vMUbWSmdnfRngk72XO8IeGpO1tmS-Y9SJokyYi7UtC4JfAek/s1600/ok%C5%82adka+Miasto+slepc%C3%B3w.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhfG3gXKmEsFxQ8VZmfP6FS52VQ14BwK4ZaG7WX0Dp1PRG9_ScEiIXEfFYUGHnm4so-sjwDaMbKCr_oyKc5HETtSI_JBR3vMUbWSmdnfRngk72XO8IeGpO1tmS-Y9SJokyYi7UtC4JfAek/s1600/ok%C5%82adka+Miasto+slepc%C3%B3w.jpg" height="200" width="141" /></a></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; margin-bottom: 0.0001pt;">
<br /></div>
<br />
<span style="font-size: large;">Zapaliło się żółte światło. Zanim rozbłysło czerwone, zdążyły jeszcze przejechać dwa samochody. Na przejściu dla pieszych zamigotała sylwetka zielonego ludzika. Czekająca cierpliwie grupa przechodniów weszła na jezdnię, depcząc połyskujące na czarnym asfalcie białe pasy, niezbyt trafnie nazywane zebrą. Kierowcy nerwowo naciskali sprzęgła, trzymając swoje maszyny w pogotowiu, które cofały się i ruszały do przodu jak narowiste konie, strzygące uszami na trzask bata. Część pieszych jeszcze nie zdążyła przejść, gdy nastąpiła zmiana świateł. Niektórzy kierowcy niecierpliwili się z powodu tych paru sekund zwłoki, chociaż wydają się one bez znaczenia, jeśli wziąć pod uwagę czas, jaki traci się na pokonywanie niezliczonych skrzyżowań i doda do tego minuty stracone podczas oczekiwania na zmianę świateł. Z tego powodu jest tyle przestojów w ruchu miejskim, a mówiąc językiem współczesnym – tyle korków na ulicach.Wreszcie zapaliło się zielone światło. Samochody nierówno ruszyły z miejsca. Tylko jedno auto znajdujące się na środkowym pasie, tuż przed światłami, nadal stało w miejscu. Może cos się stało? Nie zadziałał pedał gazu, awaria skrzyni biegów, nawalił system chłodzenia, coś z hamulcami, zapłon szwankuje? A może po prostu zabrakło benzyny, co zdarza się bardzo często. Ludzie gromadzący się przy przejściu dla pieszych przyglądali się kierowcy, który zaczął gwałtownie machać rękami. Z tyłu dało się słyszeć nerwowe trąbienie klaksonów. Część kierowców wysiadła ze aut. Chcieli zepchnąć zepsuty samochód na pobocze, aby nie tamował ruchu. Ze złością zaczęli walić pięściami w szyby, podczas gdy znajdujący się w środku człowiek bezradnie kręcił głową na wszystkie strony, coś krzycząc. Z ruchu warg można się było domyślić, że powtarza jedno, a może dwa słowa. Rzeczywiście. Kiedy wreszcie ktoś wpadł na pomysł, żeby otworzyć drzwi, rozległ się krzyk, Jestem ślepy, jestem ślepy. Nie do wiary. Na pierwszy rzut oka kierowca wyglądał normalnie. Brak zwężenia źrenic, tęczówki prawidłowe, porcelanowa barwa białek. Jedynie szeroko otwarte powieki, głębokie bruzdy na twarzy i uniesione brwi wskazywały na jego wzburzenie. Mężczyzna zakrył twarz, w akcie rozpaczy próbując przypomnieć sobie ostatni obraz, który miał przed oczami. To był czerwony krążek światła na skrzyżowaniu. Jestem ślepy, jestem ślepy, powtarzał zrozpaczony, kiedy pomagano mu wysiąść z samochodu. Toczące się po policzkach łzy nadały jego martwym oczom nienaturalny blask. To minie, nie ma obawy, to pewnie nerwy, pocieszała go jakaś kobieta. Światła znów się zmieniły, a do samochodu podchodzili wciąż nowi, żądni wrażeń ludzie, także kierowcy, którzy utknęli w korku i chcieli sprawdzić, co się dzieje. Krzyczeli coś w gniewie, przekonani, że zdarzył się niegroźny wypadek, zbity reflektor, urwany błotnik, coś, co by mogło usprawiedliwić rosnące zamieszanie. Wezwać policję, zabierzcie stąd tego grata, wołali. Tymczasem ślepy człowiek błagał, Proszę, niech mnie ktoś odwiezie do domu. Kobieta, która napomknęła coś o nerwach, stwierdziła, że trzeba wezwać karetkę i zawieźć biedaka do szpitala. Jednak mężczyzna kategorycznie odmówił, Nie, tylko nie to, chcę wrócić do domu, to blisko, naprawdę, bardzo proszę. A co z samochodem, odezwał się jakiś głos, na co inny odpowiedział, Kluczyki są w stacyjce, można przestawić go na chodnik. Nie ma potrzeby, wtrącił trzeci głos, ja się tym zajmę, odwiozę tego pana do domu. Przez tłum przeszedł szmer aprobaty. Ślepy poczuł, jak ktoś chwyta go za ramię i mówi, Proszę ze mną. Nieznajomy posadził go w fotelu obok kierowcy, zapiął mu pas. Ślepy wciąż jęczał, Nic nie widzę, nic nie widzę. Gdzie pan mieszka, spytał nieznajomy. Przez szyby samochodu zaglądali do środka żądni sensacji przechodnie. Ślepy uniósł ręce i zamachał nimi przed sobą. Nic nie widzę, wszystko jest jak we mgle, jakbym tonął w morzu mleka. Niemożliwe, odezwał się nieznajomy, przecież niewidomi widzą ciemność. No właśnie, a ja widzę tylko biel. Może tamta starsza kobieta miała rację, że to nerwy, z nerwami różnie bywa, pewnie to prawda, co za nieszczęście mnie spotkało, co za nieszczęście. Proszę mi powiedzieć, gdzie pan mieszka, nieznajomy powtórzył pytanie, przekręcając kluczyk w stacyjce. Niewidomy zaczął mamrotać coś pod nosem, jakby utrata wzroku osłabiła jego pamięć. W końcu podał adres i dodał, Nie wiem, jak mam panu dziękować, na co tamten odparł, Nie ma za co, dzisiaj pan, jutro ja, nikt nie zna dnia ani godziny. Ma pan rację, nie uwierzyłbym, gdyby dziś rano ktoś mi powiedział, że spotka mnie takie nieszczęście, dlaczego nie ruszamy. Jest czerwone światło. Aha, westchnął ślepiec i rozpłakał się. Już nigdy nie zobaczy czerwonego światła na skrzyżowaniu. Dom niewidomego rzeczywiście znajdował się niedaleko. Niestety był duży ruch, dlatego długo krążyli po ulicach, zanim znaleźli wolne miejsce do parkowania. Uliczka była tak wąska, że od strony kierowcy miedzy drzwiami a murem miejsca było zaledwie na szerokość dłoni. Zanim zaparkowali, niewidomy musiał wysiąść, by uniknąć uciążliwego przeciskania się miedzy siedzeniem a skrzynią biegów i kierownicą. Kiedy wysiadł, wpadł w panikę. Miał wrażenie, że ziemia faluje mu pod stopami. Próbował zdusić krzyk rozpaczy, który wydobył mu się ze ściśniętego gardła. Znów zaczął machać nerwowo rękami, jakby próbował płynąć w bieli, którą nazwał morzem mleka. Otwarte usta gotowe były wołać o pomoc, ale w ostatniej chwili ręka nieznajomego dotknęła ramienia nieszczęśnika. Niech pan się uspokoi, zaprowadzę pana. Szli wolno, niewidomy, chcąc uniknąć upadku, ciężko powłóczył nogami, ale to powodowało, że co rusz potykał się o nierówny chodnik. Spokojnie, jesteśmy prawie na miejscu, powtarzał cicho jego towarzysz, a po chwili namysłu spytał, Czy ktoś się panem w domu zajmie. Nie wiem, odparł ślepiec, żona pewnie jeszcze nie wróciła z pracy, a ja akurat dzisiaj musiałem wrócić wcześniej no i widzi pan, co się stało. Wszystko będzie dobrze, nigdy nie słyszałem, żeby ktoś nagle oślepł. No właśnie, wie pan, ja nawet nie nosiłem okularów. No, proszę. Dotarli na miejsce, w bramie domu stały dwie sąsiadki i przyglądały im się ciekawie. O, idzie ten facet z trzeciego piętra. Nie miały odwagi spytać, Czy wpadło panu coś do oka. Pewnie by odpowiedział, Tak, morze mleka zalało mi oczy. Kiedy weszli na klatkę schodową, niewidomy powiedział, Dziękuję panu bardzo i przepraszam za kłopot. Nie ma sprawy, wjedziemy razem na górę, przecież nie mogę tak pana zostawić. Z trudem zmieścili się w ciasnej windzie. Na którym piętrze pan mieszka? Na trzecim, nawet pani nie wie, jak bardzo jestem wdzięczny za pomoc. Nie ma sprawy, dzisiaj pan, jutro …. Tak, tak, wiem, przerwał niewidomy, jutro ktoś inny. Winda zatrzymała się, wyszli na korytarz. Chce pan, żebym otworzył drzwi? Nie, dziękuję, poradzę sobie. Wyjął z kieszeni pęk małych kluczy, pomacał każdy z osobna i powiedział, To chyba ten. Palcami lewej ręki wymacał zamek i spróbował włożyć klucz. Nie, to nie ten, niech pan pokaże. Po trzeciej próbie drzwi otworzyły się. Niewidomy zawołał, Jesteś w domu, ale nikt nie odpowiedział. Mówiłem, jeszcze nie wróciła. Wyciągnął ręce przed siebie i dotykając ścian wszedł do środka. Po chwili z obawą odwrócił się w stronę, gdzie, jak mu się wydawało, stał nieznajomy. Doprawdy, nie wiem, jak panu dziękować. Zrobiłem to, co do mnie należy, powiedział skromnie samarytanin, nie ma sprawy, Może pomogę panu się rozebrać, posiedzę z panem, zanim przyjdzie żona. Jego gorliwość wydała się niewidomemu podejrzana. Nie miał zamiaru wpuszczać do domu obcego człowieka, który być może zaczął knuć przeciw niemu jakiś spisek. A jeśli zechce zakneblować mu ust i wynieść z domu cenne rzeczy? Nie trzeba, nie się pan nie trudzi, wszystko w porządku, powiedział ślepiec, powoli zamykając drzwi. Nie trzeba, nie trzeba.Kiedy usłyszał szmer zjeżdżającej windy, odetchnął z ulga. Odruchowo odsłonił wizjer, żeby wyjrzeć na zewnątrz. Zapominając, że nie widzi. Zdawało mu się, że ma przed sobą białą ścianę. Nad łukiem brwiowym poczuł chłód śliskiego metalu, jego rzęsy otarły się o maleńkie szkiełko, którego nie zauważył, bo przecież wszystko spowijała mleczna mgła. Wiedział, że jest u siebie w domu, czuł to po zapachu, nastroju. Rozpoznawał panującą we wnętrzu ciszę, meble i przedmioty, wystarczyło dotknąć, delikatnie przesunąć dłoń po ich powierzchni, żeby je rozpoznać. A jednak wszystko było teraz inne, rzeczy rozpływały się w nieznanej przestrzeni bez biegunów i punktów odniesienia, bez góry i dołu. Jak większość ludzi w dzieciństwie bawił się w ślepego. Co by było, gdybym oślepł. Po pięciu minutach chodzenia z zamkniętymi oczami dochodził do wniosku, że chociaż ślepota jest wielkim nieszczęściem, można się do niej przyzwyczaić. Ważne, by zapamiętać konkretne obrazy i przestrzeń, nawet bez zapamiętywania kolorów, odtworzyć ogólny zarys przedmiotów. Oczywiście, miało to sens przy założeniu, że nie było się ślepym od urodzenia. Kiedyś myślał, że ciemność, w której przebywają niewidomi, jest wyłącznie brakiem światła, że to, co nazywamy ślepotą to jedynie odbieranie rzeczom ich czysto zewnętrznej formy, podczas gdy cała reszta pozostaje niezmieniona, choć spowita czernią. Teraz było inaczej, otaczała go oślepiająca, wszechogarniająca biel, której blask pochłaniał nie tylko kolory, ale same przedmioty, czyniąc je w ten sposób podwójnie niewidzialnymi. Zaczął wolno i ostrożnie iść w kierunku salonu, dotykając ręką ścian. Mimo to strącił wazon z kwiatami, który nieoczekiwanie znalazł się na jego drodze. Zapomniał o nim albo żona postawiła go tam przed wyjściem do pracy, z zamiarem przestawienia po powrocie do domu. Ukucnął, żeby sprawdzić rozmiar szkód. Woda rozlała się po wypastowanej podłodze. Chciał pozbierać kwiaty, ale zapomniał o kawałkach rozbitego szkła. Długi, wąski odłamek wbił mu się w palec. Syknął z bólu, po czym rozpłakał się jak opuszczone dziecko, oślepiony bielą we własnym mieszkaniu, w którym powoli zalegał mrok nadchodzącego zmierzchu. Czuł, jak krew spływa mu po dłoniach, ale nie wypuścił kwiatów z rąk, tylko wyjął z kieszeni chusteczkę i niezdarnie owinął ją sobie wokół palca. Potem po omacku, zaczepiając o przedmioty, niezdarnie omijając meble, próbując nie potknąć się o dywan, doszedł do kanapy, na której zwykle oglądał z żoną telewizję. Usiadł, położył kwiaty na kolanach, i powoli odwinął chusteczkę. Przestraszył się lepkiej konsystencji krwi, może dlatego, że nie mógł jej zobaczyć. Stała się pozbawioną koloru cieczą, lepkością samą w sobie, czymś groźnym, kiedyś własnym, teraz obcym. Ostrożnie próbował zdrową ręką umiejscowić i wyjąć ostry jak igła kawałek szkła. Pomagając sobie kciukiem i wskazującym palcem zdrowej dłoni zdołał wyrwać odłamek w całości. Ponownie zawinął okaleczony palec, zaciskając chusteczkę tak, by zatamować upływ krwi, po czym zmęczony i przygnębiony opadł na kanapę. Poddał się słabości ciała, które wobec ogarniającej go rozpaczy i zniechęceniu przestało walczyć, choć zgodnie z logiką właśnie teraz każdy jego nerw powinien być napięty jak struna. Poczuł dziwne odrętwienie i obezwładniającą senność, która w żadnym razie nie wynikała ze zmęczenia. Zaczął śnić, że bawi się w dziecięcą grę. Ach, gdybym był ślepy, powtarzał jako mały chłopiec, zamykając i otwierając oczy. Za każdym razem czuł się tak, jakby wracał z długiej podróży witany przez konkretne, wyraźne i niezmienione przedmioty, przez swojski, znany świat. Teraz, w tym dziwnym półśnie, jego spokój zakłócała niejasna obawa, podejrzenie, że to tylko zwodnicze marzenie, z którym, prędzej czy później będzie musiał się pożegnać i zaakceptować nieznaną rzeczywistość. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br />Po chwili, jeśli to właściwe słowo, by opisać słabość trwającą tyle, co mgnienie oka, będąc już w stanie połowicznego przebudzenia zwiastującego powrót do rzeczywistości, mężczyzna zrozumiał, że zamiast bić się z myślami, obudzić się czy nie obudzić, obudzić się czy nie, musi po prostu stawić czoło prawdzie. Siedzę tu z kwiatami na kolanach, z zamkniętymi oczami, jakbym bał się je otworzyć, pomyślał. Dlaczego śpisz z kwiatami na kolanach, usłyszał pełen pretensji głos żony. Nie czekając na odpowiedź, zaczęła zbierać kawałki potłuczonego szkła, potem wytarła podłogę, mamrocząc coś pod nosem. Mogłeś sam to zrobić, zamiast chrapać na kanapie. Mężczyzna milczał, mocno zaciskając powieki w nadziei, że gdy je otworzy, znów zobaczy świat. Żona podeszła do niego i zauważyła zakrwawioną chusteczkę. Jej złość prysła. Biedaku, jak to się stało, spytała czule, odwijając prowizoryczny opatrunek. Całą siłą swej woli zapragnął zobaczyć żonę klęczącą u jego stóp, lecz kiedy otworzył oczy, upewnił się, że to niemożliwe. </span>Luzoczytaniehttp://www.blogger.com/profile/13846192762232036660noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9108446041645953102.post-56271870571843104752014-05-28T07:41:00.003-07:002014-10-27T05:34:40.395-07:00Biografia Paulo CoelhoNa rynku pojawiła się nowa powieść Paula Coelho <i>Zdrada</i>. Coelho to jeden z najpopularniejszych autorów na świecie. Jego książki sprzedają się w milionach egzemplarzy, a w Internecie mnożą się portale skupiające jego fanów. Skąd ta popularność? Kim jest ten celebryta, którego cytaty internauci przekazują sobie w przestrzeni wirtualnej jak ciepłe bułeczki? Na te pytania odpowiedzi szuka Fernando Morais, autor książki <i><span style="font-size: large;">Czarodziej</span></i>. Ten doświadczony dziennikarz pisze na łamach ,,Veja", jest autorem m.in. wydanego w 1976 roku słynnego zbioru reportarzy z Kuby <i>A Ilha (Wyspa)</i>. Obfitujące w nieprawdopodobne wydarzenia życie Paula Coelho zainspirowało go do napisania tej wyjątkowej biografii, która zaskakuje zarówno fanów jak i krytyków <i>Czarodzieja</i>. Warto przeczytać!<br />
<br />
Książka <i>Czarodziej</i> ukazała się nakładem wydawnictwa Drzewo Babel.<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-8IN36JjlBG-0sVB4FKa2yAXc7Na_8uk6Wi-il2Ww4nAburISLVoa18iltlq95FOUKYAP3tgxPbctyDP1CKO29qVfRVrfNost4224wTJqqHXROyX8LIVqzZXjabd89piWblfB86dVJdo/s1600/Czarodziej_okl_lico_500px.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-8IN36JjlBG-0sVB4FKa2yAXc7Na_8uk6Wi-il2Ww4nAburISLVoa18iltlq95FOUKYAP3tgxPbctyDP1CKO29qVfRVrfNost4224wTJqqHXROyX8LIVqzZXjabd89piWblfB86dVJdo/s1600/Czarodziej_okl_lico_500px.jpg" height="200" width="133" /></a></div>
<br />
<br />
<span style="color: #783f04;">Rio de Janeiro, maj 1974 roku. W Brazylii panuje dyktatura. Paulo Coelho zostaje wezwany na przesłuchanie do Wydziału Spraw Porządku Publicznego. Odnosi sukcesy jako autor tekstów piosenek, współpracuje z muzykiem rockowym Raulem Seixasem. Paulo często musi załatwiać zezwolenia na wykonywanie utworów, więc bez obaw udaje się z przyjacielem do urzędu. </span><br />
<span style="color: #783f04;"><br /></span>
<br />
<div class="MsoNormal" style="line-height: 13.0pt; mso-line-height-rule: exactly; mso-pagination: lines-together; text-align: justify; text-indent: 14.15pt; text-justify: inter-ideograph;">
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">Gdy wysiedli przed stuletnim, trzypiętrowym budynkiem
przy ulicy da Relação, dwie przecznice od siedziby wytwórni Philips,
była trzecia po południu 27 maja. Paulo usiadł na ławce
w korytarzu i otworzył gazetę. Raul okazał strażnikowi w okienku
dokumenty i poszedł na spotkanie. Wyszedł pół godziny później, ale
zamiast podejść do Paula, skierował się do budki telefonicznej
przy wejściu. Udał, że wykręca jakiś numer i zaczął nucić
po angielsku: My dear partner, the men want to talk with you, not with me…
[Drogi kolego, oni chcą rozmawiać z tobą, a nie ze mną…].</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">Paulo nie zrozumiał ostrzeżenia. Bębniąc palcami w obudowę
telefonu, Raul powtarzał jak refren te same słowa:<span class="apple-converted-space"> </span></span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin-bottom: 6.0pt; margin-left: 0cm; margin-right: 0cm; margin-top: 0cm;">
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin-bottom: 6.0pt; margin-left: 0cm; margin-right: 0cm; margin-top: 0cm;">
<span style="font-size: large;"><span lang="EN-US" style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">They want
to talk with you, not with me…<br />
They want to talk with you, not with me…</span><span lang="EN-US" style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin-bottom: 6.0pt; margin-left: 0cm; margin-right: 0cm; margin-top: 0cm;">
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">Do Paula wciąż nie docierało. Wstał z ławki i szykując
się do wyjścia spytał z uśmiechem:</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">– Co to za żarty? Komponujesz nowy przebój?</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">Kiedy chciał podejść do przyjaciela, funkcjonariusz
zagrodził mu drogę.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">– Pan tu zostanie. Musi pan złożyć zeznania.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">Przerażony Paulo zdołał jedynie powiedzieć do Raula:</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">– Zadzwoń do mojego ojca!</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">Po chwili zniknął za drzwiami. Poprowadzono go
przez labirynt słabo oświetlonych korytarzy na wewnętrzny dziedziniec
otoczony galeriami, gdzie znajdowały się zakratowane cele. Wydobywał się
z nich odór moczu połączony z ostrym zapachem środków
dezynfekujących. Większość pomieszczeń była pusta. Prowadzący Paula funkcjonariusz zatrzymał się przed jedną z cel, wepchnął go
do środka i zaryglował drzwi. W środku było dwóch młodych mężczyzn.
Paulo bez słowa usiadł na podłodze i zapalił papierosa. W panice
zaczął się zastanawiać, co mogło być przyczyną aresztowania. Z ponurych
myśli wyrwał go jeden z chłopaków, który zapytał:</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">– Czy pan nazywa się Paulo Coelho?</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">– Tak, to ja, a bo co? – odparł nerwowo, coraz
bardziej wystraszony.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">– Nazywamy się Dziećmi Boga. Jestem mężem Tality, którą
poznał pan w Amsterdamie.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">Paulo przypomniał sobie, że w Holandii
zaczepiła go jakaś Brazylijka, bo na jego dżinsowej kurtce zobaczyła
wyszytą brazylijską flagę. Dwaj mężczyźni też nie wiedzieli, dlaczego ich
zamknięto. Należeli do powstałej w Kalifornii sekty Dzieci Boga,
która miała w Brazylii wielu zwolenników. Na jej adeptach ciążyło
wiele zarzutów, między innymi oskarżenia o wykorzystywanie dzieci do praktyk
seksualnych oraz o związki kazirodcze. Obecność tych trzech młodych ludzi
w celi Wydziału do Spraw Porządku Politycznego świadczyła, że czas
represji w Brazylii nie minął. Przerażająca i okrutna machina,
uruchomiona przez dyktaturę do zwalczania opozycji, teraz obróciła
się przeciw hipisom, narkomanom i członkom podejrzanych sekt. Dopiero
około szóstej po południu zjawił się człowiek w cywilu,
z pistoletem przytroczonym do paska spodni. Trzymał w ręku
papierową teczkę.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">Otworzył drzwi i zapytał:</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">– Który to Paulo Coelho de Souza?</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">Paulo wstał. Zaprowadzono go do pokoju na drugim
piętrze, w którym stały dwa krzesła i stół. Policjant usiadł
za stołem, Paulowi kazał zająć krzesło naprzeciwko. Wyjął
z teczki małą, czterostronicową broszurkę dołączaną do każdego
egzemplarza płyty Krig‑Ha, Bandolo!. Zaczął się surrealistyczny dialog.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">– Co to za gówno?</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">– Książeczka dołączona do płyty, którą nagrałem
z Raulem<span class="apple-converted-space"> </span><br />
Seixasem.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">– Co znaczy Krig‑Ha, Bandolo!?</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">– Uważaj na wroga!</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">– Na wroga? Jakiego wroga? Chodzi o rząd? Co to
za język?</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">– Ależ skąd! To nie ma nic wspólnego z rządem.
Wrogowie to afrykańskie lwy, a tego języka używano w królestwie Pal‑ul‑don.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">Mężczyzna był przekonany, że długowłosy hipis stroi sobie
z niego żarty. Przepytał go szczegółowo z historii
Tarzana i innych filmowych bohaterów fikcyjnego królestwa
afrykańskiego Pal‑ul‑don. Jednak te informacje mu nie wystarczały.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">– Kto to zrobił? – spytał, wskazując na broszurę.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">– Ja i moja dziewczyna. Jest architektem i rysuje
komiksy.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">– Nazwisko? Chcę ją przesłuchać. Gdzie jest teraz?</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">Paulo przeraził się, że wciągnie Gisę w ten koszmar. Jednak
wiedział, że nie warto kłamać, tym bardziej, że oboje byli niewinni. Spojrzał
na zegarek. Dochodziła dwudziesta.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">– Nazywa się Adalgisa Rios. Dziś zaprosili nas
na kolację moi rodzice. Pewnie jest u nich w domu.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">– Jedziemy! – rzucił policjant,
zebrał ze stołu papiery, wziął papierosy i zapalniczkę, po czym kazał
przerażonemu Paulowi pójść za nim.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">Na widok czarno‑białego policyjnego wozu z napisem
„Urząd Bezpieczeństwa Rio de Janeiro” Paulo odetchnął z ulgą. Oznaczało
to, że został oficjalnie aresztowany i – przynajmniej teoretycznie
– był pod kuratelą państwa. Gorzej, gdyby dostał się
do więzienia znajdującego się w gestii tajnych służb, które poruszały się
po mieście cywilnymi samochodami z fałszywymi tablicami
rejestracyjnymi, zatrzymywały ludzi bez nakazu, a często i bez wiedzy
oficjalnych władz. Tajna policja była
odpowiedzialna za większość przypadków tortur i 117 zaginionych
więźniów politycznych.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">Rodzice Paula z niedowierzaniem patrzyli, jak ich syn
wychodzi z radiowozu pod eskortą czterech uzbrojonych mężczyzn.
Powiedzieli, że Gisa jeszcze nie dojechała i zażądali wyjaśnień. Paulo
próbował ich uspokoić, mówiąc, że chodzi o płytę Krig‑Ha, Bandolo!
i że niebawem wszystko się wyjaśni. Obiecał, że niedługo przyjdą
z Gisą na kolację.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">– Właśnie! Niedługo wrócą – potwierdził skwapliwie
jeden z policjantów.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">Paula zaprowadzono z powrotem do wozu i posadzono
z tyłu, między dwoma uzbrojonymi policjantami. Przed nim również
siedziało dwóch ludzi pod bronią. Samochód ruszył do centrum.
Po drodze Paulo spytał, czy może zadzwonić z budki telefonicznej,
żeby poinformować wytwórnię o problemach z płytą. Policjant się nie
zgodził, ale zapewnił, że za kilka godzin Paulo i jego
przyjaciółka będą wolni. Podstęp się nie udał. Paulo chciał zatelefonować
do domu i poprosić Gisę, by wyrzuciła marihuanę, którą trzymał
w salonie. Siedział przerażony, nie odzywając się do końca podróży.
Samochód stanął przed ich domem, kierowca został na dole,
a trzej funkcjonariusze wraz z Paulem weszli do budynku.
Stłoczeni w małej windzie wjechali na czwarte piętro. Paulowi zdawało
się, że wjazd trwa całą wieczność. W mieszkaniu zastali Gisę. Miała
na sobie wzorzyste sari i właśnie gasiła światło, szykując się
do wyjścia.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">– Kochanie, ci panowie chcą wyjaśnić parę spraw związanych
z moją płytą i książeczką, którą zrobiliśmy dla Philipsa.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">Gisa, choć przerażona, zachowała kamienną twarz.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">– Oczywiście, bardzo proszę – odparła spokojnie. – Co panowie chcą wiedzieć?</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">Usłyszała w odpowiedzi, że przesłuchanie nie może się odbyć
w mieszkaniu.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">– Możemy spisać zeznania tylko w siedzibie wydziału
– oznajmił jeden z policjantów. – Pojedziemy tam razem.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">– Jesteśmy aresztowani? – spytała Gisa.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">– Nie. Jesteście zatrzymani w celu złożenia zeznań
– odparł grzecznie policjant. – Ale najpierw przeszukamy mieszkanie.
Pani pozwoli…</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">Paulo poczuł, że serce zaczyna mu bić tak szybko, jakby
zaraz miał dostać zawału. Na pewno znajdą marihuanę. Stał na środku
pokoju, obejmując ramieniem Gisę i patrzył, jak policjanci przeszukują
wszystkie zakamarki. Jeden z nich znalazł paczkę około stu książeczek
do albumu Krig‑Ha, drugi grzebał w szafkach i na półkach, trzeci
– prawdopodobnie przełożony – szperał wśród książek i płyt
na regale. Uwagę jego zwróciło chińskie naczynie z laki, wziął je
do ręki i podniósł wieczko. Było po brzegi wypełnione marihuaną.
Powąchał, zamknął pojemnik i odłożył na miejsce. Paulo zrozumiał, że
sytuacja jest o wiele poważniejsza, niż mu się zdawało. Skoro policjanta
nie interesuje pudełko pełne marihuany, to podejrzewają go
o coś znacznie gorszego. Wróciły wspomnienia z Ponta Grossa. Czy
i tym razem pomylono go z terrorystą albo bandytą napadającym
na bank?</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">Dopiero w siedzibie wydziału do Paula i Gisy dotarło,
że tego wieczora nie zjedzą kolacji u państwa Coelhów. Rozdzielono ich
przy wejściu, kazano przebrać się w żółte drelichy
z wyszytym na piersiach napisem „Więzień”. O świcie 28 maja
zrobiono im fotografie i założono kartotekę. Na policyjnych
fiszkach zostawili swoje odciski palców. Paulo otrzymał numer 13720,
a Gisa 13721. Zaczęły się wielogodzinne przesłuchania. Ile to trwało,
trudno powiedzieć, bo razem z ubraniami zabrano im także zegarki.
Przebywali w zamkniętych pomieszczeniach bez okien, co jeszcze
bardziej pogarszało ich samopoczucie. Nie stosowano tortur,
a przesłuchania wciąż krążyły wokół sprawy broszurki dołączonej
do płyty Krig‑Ha i znaczenia słów „społeczeństwo alternatywne”. Przedtem
jednak przez wiele godzin opowiadali funkcjonariuszom, co robili do dnia
aresztowania, dzień po dniu. Takie szczegółowe przesłuchania
w żargonie policyjnym nazywano „kapibarą”. Kiedy Paulo zeznał, że
w maju 1970 roku był z Verą Richter w Santiago de Chile,
policjanci zaczęli wypytywać go o mieszkających tam Brazylijczyków, ale żadnych
rewelacji się nie dowiedzieli, bo nie utrzymywał kontaktów z rodakami
w Chile ani w żadnym innym kraju. W tym czasie Gisa próbowała
przekonać śledczych, że tytuł płyty Krig‑Ha, Bandolo! powstał podczas „burzy
mózgów” w wytwórni, kiedy Paulo wszedł na stół i wydawał okrzyki
Tarzana w królestwie Pal‑ul‑don.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">Tymczasem rodzice Paula spędzili bezsenną noc, szalejąc
z niepokoju. Lygia zadzwoniła do przyjaciółki, która była sekretarką
gubernatora stanu Guanabara, do dziennikarza i przedsiębiorcy Antônia de
Páduy Chagasa Freitasa. Dowiedziała się, że syn rzeczywiście przebywa
w areszcie Wydziału do Spraw Porządku Politycznego przy ulicy
Relação. Oficjalne aresztowanie było gwarancją, że nazwisko Paula nie znajdzie
się na liście desaparecidos, zaginionych bez wieści. Wraz
z ogłoszeniem Aktu Instytucjonalnego i zniesieniem zasady
aresztowania tylko na podstawie nakazu sądowego, rodzinie ofiary
pozostawało jedynie dotrzeć do wpływowych funkcjonariuszy w urzędzie
bezpieczeństwa przez znajomości. Marcos, mąż Sônii Marii, skontaktował się ze
swoim przyjacielem, pułkownikiem Imbassahym, który miał znajomości
w Serviço Nacional de Informações [Narodowej Służbie Informacyjnej].
Jednak inżynier Pedro postanowił najpierw wstawić się za synem drogą
oficjalną. Ciocia Helói poleciła mu znajomego adwokata, Antônia Cláudia Vieirę.
Ten pięćdziesięciopięcioletni prawnik pracował w kancelarii wuja
„Candinha”, jak rodzina nazywała byłego prokuratora generalnego, Cândida
Oliveirę Júniora. Po nawiązaniu niezbędnych kontaktów, rodzice zjawili się
przed ponurym gmachem. Okazało się, że do środka może wejść jedynie
mecenas Vieira.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">– Jesteśmy znajomymi pułkownika Jarbasa Passarinha
– inżynier Pedro próbował jeszcze powołać się na dawnego znajomego,
a wtedy jedną z najbardziej znanych postaci reżimu, byłego
gubernatora stanu Pará i ministra w trzech reżimowych rządach.
Passarinho był jednym z sygnatariuszy Aktu Instytucjonalnego
i po raz drugi wybrany został senatorem z ramienia wspierającej
rząd partii Arena.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">– Ale pan stoi przed Wydziałem Porządku Politycznego
– na policjancie nie zrobiło to większego wrażenia – a tu
ptaszki nie ćwierkają. Nawet takie jak Jarbas [passarinho
– po portugalsku „ptaszek”, przyp. tłum.].</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">Podczas gdy adwokat rozmawiał ze strażnikiem, próbując uzyskać
informacje na temat Paula, Pedro, Lygia, Sônia i jej mąż Marcos
czekali w strugach deszczu przed wejściem do budynku. Po kilku
minutach Vieira przyniósł dobre wieści.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">– Paulo jest tutaj. Powinni go jeszcze dziś wypuścić.
Strażnik dzwoni do szefa, żeby spytać, czy zezwolą na krótkie
widzenie.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">Po chwili mężczyzna wezwał adwokata i zaprowadził go
do sali, gdzie mógł porozmawiać z Paulem. Vieirę zaskoczył wygląd
więźnia. Chociaż nie poddano go torturom, Paulo był przeraźliwie blady. Miał
ciemne sińce pod oczami, rozlewające się aż po wąsy, wzrok
nieprzytomny, przerażony. Vieira uspokoił go. Powiedział, że obiecano wypuścić
go w ciągu kilku godzin. Potem adwokata wyproszono. Lygia chciała czekać
na syna przed budynkiem, ale Vieira przekonał ją, że to nie ma
sensu.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">We wtorek około dziesiątej wieczór najsympatyczniejszy
z policjantów, którzy zajmowali się Paulem, otworzył drzwi do celi
i oddał mu ubranie oraz dokumenty. Oboje z Gisą byli wolni. Paulo
szybko się przebrał. Na korytarzu czekała już Gisa. Funkcjonariusz
zaprowadził ich do pobliskiej kawiarni. Tam usiedli we troje
i wypalili papierosa. (Po wielu latach, kiedy Paulo był sławnym
pisarzem, spotkał tego człowieka na ulicy w Mediolanie).</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">Paulo chciał jak najszybciej opuścić złowrogie miejsce. Wezwał
taksówkę i wraz z Gisą udali się do rodziców. Kierowca jechał
szeroką aleją Mem de Sá, potem skręcił w wysadzaną drzewami ulicę
w nowoczesnej części Flamengo. Koło hotelu Glória taksówka skręciła. Nagle
drogę zagrodziły im trzy lub cztery samochody, w tym dwa marki chevrolet
veraneio, chętnie używanej przez tajną policję. Z wozów wyskoczyli ludzie
w cywilnych ubraniach, otworzyli tylne drzwi żółtej taksówki
i wywlekli ich na chodnik. Paula powalili na ziemię i skuli
kajdankami. Kątem oka widział, jak Gisę wepchnięto do drugiego wozu, który
odjechał z piskiem opon. Zanim na tylnym siedzeniu założyli mu
na głowę czarny kaptur, ujrzał jeszcze pięknie oświetloną, elegancką
fasadę hotelu Glória.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">– Chcecie mnie zabić? – wyjąkał przerażony.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">– Spokojnie! – odparł agent. – Nikt cię nie
zabije. Chcemy cię tylko przesłuchać.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">To go jednak nie uspokoiło. Trzęsąc się ze strachu, przełamał
wstyd i zapytał:</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">– Mogę przytrzymać się twojej nogi?</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">Niespodziewana prośba rozbawiła mężczyznę.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #444444; font-family: "Georgia","serif"; line-height: 150%;">– A trzymaj się, człowieku! I nie bój się,
nikt cię nie zabije.</span><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-indent: 14.15pt;">
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin-bottom: 6.0pt; margin-left: 0cm; margin-right: 0cm; margin-top: 0cm;">
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin: 0cm 0cm 6pt; text-align: start;">
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<span style="font-size: large;"><u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
<u1:p></u1:p>
</span><br />
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; margin-bottom: 6.0pt;">
<br /></div>
</div>
<div class="MsoNormal">
</div>
Luzoczytaniehttp://www.blogger.com/profile/13846192762232036660noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9108446041645953102.post-10832287955576931782014-04-22T08:25:00.002-07:002014-05-28T07:48:55.219-07:00Uciekinierzy z Afryki<br />
Zbliża się czterdziesta rocznica portugalskiej Rewolucji Goździków. Mało kto pamięta, że dramatyczne wydarzenia z kwietnia 1974 roku były ostatnim etapem długiego procesu, który zmienił portugalskie imperium kolonialne w mały, funkcjonujący na uboczu kraj Europy Zachodniej. Jednym z zapomnianych wątków dekolonizacji jest eksodus Portugalczyków mieszkających - często od pokoleń - w afrykańskich koloniach. Oficjalne dane mówią o ponad 700 000 <i>retornados</i>, którzy opuścili kolonie portugalskie po 1974 roku. Historię jednego z nich przedstawia w powieści <i><b>Powrót</b></i> Dulce Maria Cardoso. <br />
<br />
Autorka doświadczyła losu <i>retornados. </i>Razem z rodziną znalazła się w Lizbonie i musiała zmierzyć się z nieznanym, obcym światem. Podobny los spotyka bohatera jej książki. Kilkunastoletni Rui, jego matka i siostra w dramatycznych okolicznościach uciekają z Angoli. W stolicy upadającego imperium panuje chaos, a niepewni jutra obywatele z niechęcią patrzą na uciekinierów z Afryki. Trudną rzeczywistość widzimy oczami dojrzewającego, zbuntowanego nastolatka. Razem z rzeszą innych wygnańców zostaje zakwaterowany w pięciogwiazdkowym hotelu. Akcja pierwszego rozdziału toczy się jeszcze w Angoli.<br />
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.45pt;">
<div style="line-height: 200%;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiC5nuYnIgyzDbQsg-IYb9KpNhp_TNZcgftQo4tbIvZrJ-bLgdDgeeVxVrFDGBOcxkHaFazwWh3Mh4FPsNa8NvXJNwIrNA-3YXczObEofLYvwWRMT1FuqmmIymMdflMK1KXHdj9kF9olz8/s1600/retornados.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiC5nuYnIgyzDbQsg-IYb9KpNhp_TNZcgftQo4tbIvZrJ-bLgdDgeeVxVrFDGBOcxkHaFazwWh3Mh4FPsNa8NvXJNwIrNA-3YXczObEofLYvwWRMT1FuqmmIymMdflMK1KXHdj9kF9olz8/s1600/retornados.jpg" height="232" width="320" /></a></div>
<span style="font-size: x-small; text-indent: 35.45pt;"> </span><span style="font-size: xx-small; text-indent: 35.45pt;">www.retornadosdafrica.blogspot.com</span><span style="text-indent: 35.45pt;"> </span><span style="line-height: 200%; text-indent: 35.45pt;"> </span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
</div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 200%; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.45pt;">
<span style="color: #595959; font-size: 12.0pt; line-height: 200%;"><br /></span>
<span style="color: #595959; font-size: 12.0pt; line-height: 200%;"> Dzwonek do drzwi. Czekamy
na nasz tajny sygnał: dwa krótkie dźwięki, potem trzeci, dłuższy. Cisza. Mama
mówi, że pewnie wujek Z</span><span style="color: #595959; font-size: 12.0pt; line-height: 200%; mso-bidi-font-family: Calibri;">é</span><span style="color: #595959; font-size: 12.0pt; line-height: 200%;"> zapomniał, jak brzmi tajny sygnał. Pirat zaczyna szczekać, a to znaczy,
że dzwoni ktoś obcy. Mama i siostra zamykają się w pokoju. Dwa razy przekręcają
klucz w zamku i blokują drzwi krzesłem. Ojciec wyjmuje z szuflady pistolet i wsuwa
go za pasek spodni. Biali nie mogą chodzić uzbrojeni, ale koszula taty jest wystarczająco obszerna, żeby
ukryć broń. Kiedy ojciec otwiera drzwi, Pirat wybiega na dwór. Na ganku stoi
żołnierz. Pies zaczyna wściekle ujadać. Za mężczyzną stoi jeep pełen czarnych żołnierzy. Człowiek
w drzwiach wyciąga pistolet i mierzy w Pirata. Ojciec pozdrawia mundurowych i krzyczy na
psa. Pirat przestaje ujadać i posłusznie siada, merdając ogonem.
Musimy pozdrowić żołnierzy słowami, jakich używa ich organizacja. Czarni z jednego ugrupowania nienawidzą czarnych z drugiego ugrupowania sto razy bardziej niż białych. Nie możemy się pomylić, ludzie tracą życie za
mniejsze błędy. Żołnierz nie opuszcza broni. Biały człowiek popierał
niewolnictwo, to kolonialista, imperialista, wyzyskiwacz, gwałciciel, tyran,
złodziej. Każdy biały to chodzące zło i nigdy nie wolno przestać go nienawidzić.
W jeepie siedzą też dzieci. Niektóre trzymają broń, pod nosem mają zaschnięte gluty, policzki umazane smarkami. Na głowie jednego dzieciaka widzę wrzody. Karabiny małych żołnierzy przypominają zabawki, ale na pewno są prawdziwe. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 200%; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.45pt;">
<span style="color: #595959; font-size: 12.0pt; line-height: 200%;">Żołnierz nie zdążył wyjaśnić, po co przyszedł, a ojciec już
zwraca się do mnie: synu, przynieś parę piw, widzisz, że ludziom chce się pić, weź
też papierosy. Natychmiast wykonuję polecenie, ale ojciec żartuje, no, ruszaj
się, chłopie, nie będziemy tu sterczeć do nocy. Gdzieś już widziałem żołnierza,
który siedzi w jeepie na przednim siedzeniu. Ma kwadratową twarz i lekko przymknięte powieki. Nie mogę sobie
przypomnieć, skąd go znam. Może był tu jakiś czas temu? Ciągle przejeżdżają tędy jeepy z czarnymi żołnierzami. Wracam
ze skrzynką piwa i paczką papierosów. Żołnierz bierze butelki, papierosy i rozdaje kolegom. Nie patrzą na nas, ale człowiek o kwadratowej twarzy zachowuje
się tak, jakby mnie znał. Wyjmuje scyzoryk, otwiera butelkę i jednym haustem
wypija piwo. Beka, zapala papierosa i otwiera następną. Żołnierze
mają mętny wzrok i przepocone mundury. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 200%; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.45pt;">
<span style="color: #595959; font-size: 12.0pt; line-height: 200%;">Na dworze jesteśmy tylko my, oni i zachodzące słońce. Wreszcie
sobie przypominam. Mecz piłki nożnej na boisku bez trawy, obok naszego liceum.
Jeden z chłopaków nie trafił do bramki i Lee nazwał go zasranym czarnuchem.
Serce bije mi coraz szybciej. Żołnierz o
kwadratowej twarzy i ociężałych powiekach jest podobny do tamtego zasranego
czarnucha. Przyjechał, żeby się zemścić. Ale przecież to była zwykła sprzeczka,
kłótnia jakich wiele, a zasrany czarnuch to żadna obelga. Lee miał
ksywkę okularnik, a kiedy nas wkurzył, nazywaliśmy go zasranym okularnikiem.
Geg</span><span style="color: #595959; font-size: 12.0pt; line-height: 200%; mso-bidi-font-family: Calibri;">é</span><span style="color: #595959; font-size: 12.0pt; line-height: 200%;"> był chudy i kiedy nas wkurzył, nazywaliśmy go zasranym chuderlakiem. W zasranym czarnuchu nie było nic złego, ale chłopak obraził się i chciał się bić. Wtedy razem z Geg</span><span style="color: #595959; font-size: 12.0pt; line-height: 200%; mso-bidi-font-family: Calibri;">é przytrzymaliśmy go i Lee wymierzył mu cios w brzuch. Czarny
zszedł z boiska na chwiejnych nogach, a Lee powiedział: no to sobie zapamięta. Potem
zawołał Garrinchę, żeby zagrał za tamtego. Czarny nigdy nie wrócił, nawet nie
pamiętam, czy zdał do następnej klasy. Nie, to niemożliwe, to nie może być
ten sam chłopak. Wielu czarnych ma kwadratową
twarz i ciężkie, opadające powieki. Nie, to na pewno nie on. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 200%; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.45pt;">
<span style="color: #595959; font-size: 12.0pt; line-height: 200%; mso-bidi-font-family: Calibri;">Przepocona, szeroka koszula lepi się ojcu do pleców. Boję się, że zauważą pistolet. Uzbrojony biały człowiek sam
się prosi o kłopoty. Prostuję się i przełykam ślinę. Biały z bronią to rasista, który nie chce zrezygnować ze swoich praw, zacofana jednostka, która nie chce stracić przywilejów, imperialista, do którego nie dociera, że jego dawny świat nigdy
nie miał prawa istnieć. Żołnierz na ganku rzuca butelką o ścianę. Roztrzaskuje
się na kawałki. Pirat znów zaczyna ujadać. Odwracamy wzrok od rozbitej butelki,
żeby nie posądzili nas o wrogą postawę, ale drobinki szkła błyszczą w słońcu i przyciągają wzrok. Żołnierz pyta, czy nam się coś
nie podoba. Odpowiadamy jednocześnie, że nie, skądże znowu, wszystko w porządku.
Widzą, że obleciał nas strach. Ojciec boi się, bo jego uśmiech przypomina dziwny grymas. </span><span style="color: #595959; font-size: 12pt; line-height: 200%; text-indent: 35.45pt;">Modlę się w duchu, żeby żołnierze tego nie zauważyli. Facet o
kwadratowej twarzy patrzy na mnie z coraz większym zainteresowaniem. Może to jednak
on był na boisku, przypomniał sobie nasz mecz albo nigdy o nim nie zapomniał. Przyjechał,
żeby wyrównać porachunki.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 200%; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.45pt;">
<span style="color: #595959; font-size: 12.0pt; line-height: 200%; mso-bidi-font-family: Calibri;">Między żołnierzami następuje
wymiana zdań, ale nie rozumiemy ani słowa. Nie nauczyliśmy się języka
czarnych, a właściwie języków, bo jest ich tak dużo, że często sami Afrykanie
nie są w stanie porozumieć się między sobą. Nic dziwnego, że teraz nie mogą się dogadać. Nie odzywamy się. Wystarczy, że kierują w nas lufy karabinów, które próbujemy omijać wzrokiem.
Przed nami pusty plac, po drugiej stronie pozamykane sklepy, opuszczone żaluzje w oknach domów, gdzie mieszkają nowi lokatorzy. Niektóre sklepiki są zabite dechami, wiele z nich splądrowano, wybito szyby i powyrywano drzwi
z futrynami. Pocimy się ze strachu, a po
chwili jesteśmy tak mokrzy, jakby zlał nas deszcz. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 200%; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.45pt;">
<span style="color: #595959; font-size: 12.0pt; line-height: 200%; mso-bidi-font-family: Calibri;">Nagle padają dwa strzały. Żołnierz
w jeepie strzela w powietrze. Pirat znowu zaczyna ujadać. Ojciec daje mu
kopniaka i szczekanie zmienia się w skowyt. Wreszcie pies milknie i siada obok nas. Często bijemy Pirata, a mimo to nie odszedł. Widocznie przywiązał się do nas i nie ma znaczenia, jak go traktujemy. Każę Piratowi wejść do domu, ale on twardo
siedzi na ganku, jakby chciał nas bronić. Strzały zwabiły ludzi mieszkających w domu Dony Gildy.
Najpierw ostrożnie wyglądają przez okno, potem wychodzą na ganek i machają do
żołnierzy. Grupka dzieciaków tłoczy się przy metalowej huśtawce w ogrodzie. Wyciągnęły z salonu stary fotel obity
brązowym aksamitem. Gdyby Dona Gilda zobaczyła, co zrobili z jej domem i brązowym
fotelem, dostałaby ataku serca. Ale pewnie siedzi sobie teraz w ładniejszym fotelu, w naszej wspaniałej Metropolii. Na ścianie jej domu ktoś napisał ,,<i>Kwacha</i>
UNITA”, powyżej, czarną farbą, ,,Walka
trwa”, a jeszcze wyżej ,,<i>Oyé</i>, <i>Oyé</i> Angola Liberté, Angola Populé”. Dalej większymi literami: ,,Biali won”, ,,Biali, precz z Afryki”, ,,Biali
do domu” i ,,Śmierć białasom”. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 200%; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.45pt;">
<span style="color: #595959; font-size: 12.0pt; line-height: 200%; mso-bidi-font-family: Calibri;">Żołnierz spluwa i jego ślina rozpływa
się na gorącym asfalcie. Robi mi się niedobrze, ale przynajmniej na chwilę
zapominam o strachu. Staram się nie
patrzeć na żołnierza o kwadratowej twarzy. Pewnie przyjechał, żeby się odegrać
i nic go nie powstrzyma – ani ojciec, ani jego pistolet. Tak bardzo się boję, że
chciałbym zapaść się pod ziemię. A gdybym zaczął biec, gdybym przebiegł przez
plac i ukrył się za dawną drogerią? Przychodzą mi do głowy różne myśli, ale wciąż stoję nieruchomo, ledwo
oddycham. Nigdy nie miałem tak sucho w gardle. Język klei mi się do
podniebienia, w ustach czuję gorycz, jakiś nieznany, paskudny smak. Ci panowie chcą się jeszcze napić, mówi ojciec, skocz po drugą skrzynkę. Żołnierz przy
drzwiach rozgnita butem niedopałek. Papierosy też przynieś, woła za
mną ojciec. Mężczyźni w jeepie siedzą z obojętnymi twarzami, a ich kolega na
ganku powtarza: ruszaj się,
chłopie, ruszaj. Wybucha śmiechem, a tata mu wtóruje, jakby wszystko było
w porządku, taki sobie niewinny żart gościa. Ale ja wiem, że gdyby naprawdę coś go rozśmieszyło, zachowałby się inaczej.
Teraz robi to pod przymusem, a dawniej sam decydował, kiedy się zaśmieje. Pewnego razu spytał chłopaka, jak ma na imię? Malatia, proszę pana. Ty
głupku, nawet nie potrafisz wymówić swojego imienia. Wtedy Malaquias też musiał
się śmiać, bo tak chciał jego pan. A dzisiaj ojciec czeka na pozwolenie, żeby się
zaśmiać. Nie jest dobrze. Jak widać, to nieprawda, że najlepiej ma ten, kto się
śmieje ostatni. Zresztą dziś nic nie
jest tak jak dawniej, a Angola nie jest już nasza. <i>Dnia</i> c<i>zwartego lutego o poranku bohaterowie zerwali kajdany, obalili
kolonializm i powstała nowa Angola. <o:p></o:p></i></span><br />
<span style="color: #595959; font-size: 12pt; line-height: 200%; text-indent: 35.45pt;">Przynoszę piwo i papierosy.
Chciałem napić się wody, ale nie byłem w stanie nic przełknąć. Próbuję iść wolno,
żeby nie pokazać, jak bardzo się boję, ale nogi
mi się plączą. Ojciec pewnie się za mnie wstydzi. Żołnierz rozdaje
kolegom piwo i papierosy. Tata mówi: do widzenia, panowie, odwraca się plecami
do żołnierzy i kładzie mi rękę na ramieniu. Próbuje dodać mi otuchy. Strasznie
się boję, nie chcę mieć uzbrojonych
żołnierzy za plecami. Uginają się pode mną kolana. Mama i siostra patrzą
przez żaluzje. Zdaję sobie sprawę, że muszę odwrócić się i ruszyć przed
siebie. Nie mogę bać się uzbrojonych ludzi. Ale wiem, że żołnierz o
kwadratowej twarzy przyjechał, żeby się zemścić. Pirat stoi w progu i merda ogonem. Powtarzam
sobie, że nie mogę być tchórzem. Żeby tylko dojść do Pirata. Mogę być
wszystkim, tylko nie tchórzem. Tchórz to hańba dla ojca i matki, wstyd dla
przyjaciół. Tchórz to marionetka w rękach wroga, gorszy od mordercy, złodzieja. Tchórzem rządzi strach, tchórz jest
mniej wart od trupa. Są przecież opowieści o zmarłych, którzy zmartwychwstali,
a trup tchórza nawet tego by się bał. Całe życie słyszałem, jak ojciec z
pogardą mówił o tchórzach, dlatego dziś nie mogę dać plamy. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 200%; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.45pt;">
<span style="color: #595959; font-size: 12.0pt; line-height: 200%; mso-bidi-font-family: Calibri;">A ty nie palisz? Głos nie należy do
stojącego na ganku żołnierza. Może to człowiek o kwadratowej twarzy? Zanim to wszystko się zaczęło, czarny nie
mógł zwracać się do białego per ,,ty”. A ty, mały, nie palisz? Żołnierze
wybuchają śmiechem, ojciec razem z nimi. Facet o kwadratowej twarzy świetnie
się bawi. Przyjechał, żeby zemścić się za lanie, jakie spuścił mu Lee. Teraz szeroko
otwiera oczy, a ja błagam boga, żeby sobie poszedł. Błagam, żeby zjawił się
wujek Zé, bo wujek Zé wspiera uciśniony lud, ma przepustkę i może ich przekonać,
żeby dali nam spokój. Błagam boga, żeby żołnierz nie przypomniał sobie mojej
twarzy ani meczu piłki nożnej. Błagam boga o różne rzeczy, ale on jak zwykle
jest głuchy na moje prośby. Żołnierze z zadowoleniem obserwują, jak paraliżuje
nas strach. Człowiek o kwadratowej twarzy podnosi rękę, wysuwa wskazujący
palec, udając, że to broń. Pach! Naśladuje dźwięk wystrzelonej kuli i wybucha
śmiechem. Trzyma rękę w powietrzu, jakby znów chciał strzelić. Nienawidzę Lee i
Gegé, gdziekolwiek są, nienawidzę ich. Nienawidzę sąsiadów, którzy uciekli i
zostawili nas na pastwę losu. Żołnierz na ganku mówi do ojca: chcemy zadać ci
parę pytań. Jego wzrok staje się bardziej mętny. Ojciec stoi nieruchomo, jego
wielkie ciało prostuje się, a pięści zaciskają. Boję się, że zrobi coś
strasznego, ostatnio zachowuje się jak wariat. Przed chwilą pociął nożem wyhaftowany
przez mamę obrus z daliami. Kładzie lewą rękę na moim ramieniu i mówi szeptem:
wejdź do domu i zamknij drzwi na klucz. </span><i><span style="color: #595959; mso-bidi-font-family: Calibri;"><o:p></o:p></span></i></div>
<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;"><i>(powieść jest obecnie tłumaczona)</i></span><br />
<br />Luzoczytaniehttp://www.blogger.com/profile/13846192762232036660noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9108446041645953102.post-84665168110200534202014-02-17T02:33:00.000-08:002014-04-22T09:04:36.211-07:00Kryminał z Angoli Dziś fragment powieści ,,Tajny agent Jaime Bunda" autorstwa Pepeteli, jednego z najbardziej znanych pisarzy angolskich, który swobodnie porusza się w różnych konwencjach literackich. ,,Tajny agent" to nietypowy kryminał o młodym, niezdarnym, ale uczciwym detektywie, który kocha kryminały i dobre jedzenie. Jaime Bunda prowadzi swoje pierwsze śledztwo. Ma wyjaśnić tajemnicę śmierci pewnej nastolatki, lecz podczas śledztwa trafia na trop dużej afery korupcyjnej.<br />
Poza wątkiem sensacyjnym w powieści znajdują się ciekawe i barwne opisy Luandy, stolicy Angoli, a także odniesienia do fascynującej, choć dramatycznej historii tej byłej kolonii portugalskiej.<br />
<i><b>Tajny agent Jaime Bunda</b></i> jest pierwszą książką Pepeteli, która ukazała się na polskim rynku, nakładem Wydawnictwa Claroscuro.<br />
<br />
<a name='more'></a><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhKDXYDj2wl53vSmB3nuOK5VqEY8JcJgzbjf6xL2-eR4TzZ91gCo0dUwgZKrpUwhRcuv0_y16rOVNmvqGXKbTnGYAwqN9IUviE1E9_araefWulIAESjZJaydRjoxtka5bx9Mwa353K10rA/s1600/Okladka+Pepetela+Jaime+Bunda+600x942.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhKDXYDj2wl53vSmB3nuOK5VqEY8JcJgzbjf6xL2-eR4TzZ91gCo0dUwgZKrpUwhRcuv0_y16rOVNmvqGXKbTnGYAwqN9IUviE1E9_araefWulIAESjZJaydRjoxtka5bx9Mwa353K10rA/s1600/Okladka+Pepetela+Jaime+Bunda+600x942.png" height="320" width="204" /></a></div>
<br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;"> Koledzy Jaime Bundy z niedowierzaniem obserwowali </span><span style="font-family: inherit;">jego poczynania. Nigdy wcześniej nie widzieli chłopaka przy komputerze. </span><span style="font-family: inherit;">Gdzie się tego nauczył? Kiedy przyjmowano go </span><span style="font-family: inherit;">do biura, nikomu nie przyszło do głowy spytać, </span><span style="font-family: inherit;">czy potrafi obsługiwać komputer. Bunda skończył </span><span style="font-family: inherit;">kurs, a potem przyglądał się kolegom w pracy, szczególnie, </span><span style="font-family: inherit;">gdy szukali informacji w rozlicznych kartotekach dostępnych</span><span style="font-family: inherit;">dla pracowników Biura. Zapamiętał, jaki jest </span><span style="font-family: inherit;">podział dokumentów oraz hasła dostępu. </span><span style="font-family: inherit;">Usiadł przy wolnym komputerze i zabrał się do pracy. </span><span style="font-family: inherit;">Przez ostatnie dwa lata, gdy przesiadywał bezczynnie pod ścianą, </span><span style="font-family: inherit;">mógł podejść do wolnego stanowiska i pograć </span><span style="font-family: inherit;">na komputerze, żeby zabić czas, ale nigdy nie skorzystał z okazji, </span><span style="font-family: inherit;">ponieważ gry go nie bawiły. Nic dziwnego, że zaskoczenie </span><span style="font-family: inherit;">kolegów było tak wielkie.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Armandinho, który jako jedyny próbował nawiązać </span><span style="font-family: inherit;">kontakt z Bundą – być może ze względu na słabość do </span><span style="font-family: inherit;">jego ogromnej pupy – spytał z udawaną obojętnością:</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Co robisz, Jaime? Nie możesz czegoś znaleźć?</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – W archiwum Bunkra nie ma nazwiska gościa, którego </span><span style="font-family: inherit;">szukam. Dziwne!</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Nie ma tam wielu nazwisk. Niektóre są </span><span style="font-family: inherit;">w specjalnej kartotece, ale do niej mają dostęp tylko szefowie. </span><span style="font-family: inherit;">Może Chiquinho Vieira ci pomoże.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Po co taka selekcja?</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Tego nikt nie wie. Ludzie z Bunkra mają własne kryteria, </span><span style="font-family: inherit;">to są odgórne rozkazy. Czasem utajniają czyjeś dane, </span><span style="font-family: inherit;">bo jest szychą z pierwszej linii frontu, czasem z powodu </span><span style="font-family: inherit;">poufnych informacji, które mogłyby zaszkodzić ważnym </span><span style="font-family: inherit;">ludziom. Bywa, że ktoś jest zamieszany w sprawę, </span><span style="font-family: inherit;">która może skompromitować ważnego człowieka. Wtedy nazwisko </span><span style="font-family: inherit;">wycofuje się z normalnej kartoteki i przenosi do </span><span style="font-family: inherit;">rejestru zastrzeżonego. Dlaczego? Rozkazy z góry.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Bunda podziękował za wyjaśnienia, ale stracił humor, </span><span style="font-family: inherit;">bo niweczyły jego pierwotny plan. Co innego pokazać </span><span style="font-family: inherit;">Vieirze pełne zestawienie na temat podejrzanego, a co innego </span><span style="font-family: inherit;">pójść do niego i poprosić o dane. Wtedy cały splendor </span><span style="font-family: inherit;">spłynie na szefa. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Isidro odebrał telefon i przekazał słuchawkę Bundzie</span><span style="font-family: inherit;">.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Do ciebie.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Koledzy wymienili zdziwione spojrzenia. Armandinho </span><span style="font-family: inherit;">pomyślał, że chłopak zaczyna robić postępy, a Honório, który </span><span style="font-family: inherit;">ślęczał nad wywrotowymi gazetami, uznał, że </span><span style="font-family: inherit;">w karierze stażysty nastąpił przełom.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Dzwonił Kinanga. Powołał się na przyjacielskie więzy </span><span style="font-family: inherit;">łączące go z Bundą, i powiadomił o wizycie, jaką </span><span style="font-family: inherit;">w ministerstwie złożyła delegacja mieszkańców Wyspy. </span><span style="font-family: inherit;">Na jej czele stali wójt i ksiądz Delfim. Ludzie domagali się </span><span style="font-family: inherit;">zwrotu ciała zmarłej dziewczyny. Uważali, że państwo ponosi </span><span style="font-family: inherit;">odpowiedzialność za niepotrzebne wydatki związane </span><span style="font-family: inherit;">z pogrzebem i musi pokryć koszty kolejnego pochówku </span><span style="font-family: inherit;">oraz stypy. Ich żądania odrzucono. Rząd </span><span style="font-family: inherit;">musi zaciskać pasa, a nie zajmować się głupstwami.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Szefowie wezwali mnie na dywanik i musiałem się </span><span style="font-family: inherit;">tłumaczyć - ciągnął Kinanga. - Powiedziałem, zresztą zgodnie z prawdą, że to była </span><span style="font-family: inherit;">pańska decyzja, bo ja nie wierzyłem, że zbadanie ciała ofiary może </span><span style="font-family: inherit;">pomóc w śledztwie, tym bardziej, że sekcja </span><span style="font-family: inherit;">zwłok była dawno temu. Być może w Bunkrze zrobili inne badania laboratoryjne. Sam pan r</span><span style="font-family: inherit;">ozumie, nie miałem wyjścia i musiałem podać </span><span style="font-family: inherit;">pańskie nazwisko. Teraz ministerstwo wystąpi do Biura </span><span style="font-family: inherit;">o zgodę na wydanie ciała, żeby zgodnie z wolą mieszkańców zorganizować </span><span style="font-family: inherit;">pogrzeb. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Inspektor postanowił uprzedzić Bundę o całej sprawie. U</span><span style="font-family: inherit;">ważał, że zobowiązuje go do tego lojalność </span><span style="font-family: inherit;">wobec kolegi.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Dobrze pan zrobił, inspektorze. Możecie oddać ciało - odparł Jaime. - </span><span style="font-family: inherit;">Nie będzie już potrzebne, bo mam podejrzanego. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Słowa Bundy zaskoczyły nie tylko Kinangę, ale wszystkich </span><span style="font-family: inherit;">detektywów siedzących w pokoju.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> „Oby to nie był czarny Szwed”, pomyślał złośliwie </span><span style="font-family: inherit;">Isidro.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Jak widać, ludzka zawiść nie ma granic i często idzie </span><span style="font-family: inherit;">w parze z brakiem szacunku wobec bliźnich. Isidro zaczął </span><span style="font-family: inherit;">się zastanawiać, czy nie warto by samemu poszperać </span><span style="font-family: inherit;">w archiwum. Nie rozumiał, dlaczego tak ważną sprawę powierzono </span><span style="font-family: inherit;">grubemu niedorajdzie. Przecież on, Isidro, </span><span style="font-family: inherit;">miał większe doświadczenie i wiadomo było, że niebawem mianują </span><span style="font-family: inherit;">go szefem jednego z oddziałów. Dlaczego zamiast niego przekazano</span><span style="font-family: inherit;"> sprawę stażyście, który wyróżniał się jedynie tym, </span><span style="font-family: inherit;">że miał wielkie dupsko i był kuzynem dyrektora? </span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Niech pan nadal zajmuje się sprawą z ramienia ministerstwa, </span><span style="font-family: inherit;">a ja będę działał w imieniu Biura – ciągnął </span><span style="font-family: inherit;">Bunda. – Wpadnę do pana po południu, to pogadamy.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Bunda odłożył słuchawkę i przez chwilę wpatrywał się </span><span style="font-family: inherit;">w nią bez słowa. Detektywi wstrzymali oddech i w napięciu obserwowali </span><span style="font-family: inherit;">stażystę.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Dobry chłop ten Kinanga – westchnął Jaime </span><span style="font-family: inherit;">i wyszedł z pokoju, żeby porozmawiać z szefem.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Reszta siedziała w milczeniu, wymieniając niepewne </span><span style="font-family: inherit;">spojrzenia.Wreszcie Isidro odważył się powiedzieć na głos </span><span style="font-family: inherit;">dowcip o czarnym Szwedzie, po czym dodał:</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Ciekawe, co by na to powiedział sławny profesor </span><span style="font-family: inherit;">Alarcon y Jimenez, ekspert w dziedzinie prowadzenia śledztwa operacyjnego.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Westchnął z rezygnacją i wrócił do raportu o </span><span style="font-family: inherit;">grupie </span>angolskich <span style="font-family: inherit;">bankowców, podejrzanych o kontakty </span><span style="font-family: inherit;">z mafią ukraińską oraz przemyt broni. Tajne służby </span><span style="font-family: inherit;">od dawna miały ich na oku, zaś Biuro Kryminalne </span><span style="font-family: inherit;">wydelegowało Isidra, żeby śledził poczynania tajnych służb. </span><span style="font-family: inherit;">Dzięki temu wszyscy byli pod kontrolą. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Honório chwycił za pincetę i pochylił się nad prasą, a</span><span style="font-family: inherit;"> Armandinho utkwił rozmarzony wzrok w drzwiach, </span><span style="font-family: inherit;">za którymi zniknęły bujne pośladki Bundy.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Tymczasem nasz bohater zapukał do drzwi gabinetu </span><span style="font-family: inherit;">Chiquinha Vieiry. Na jego widok twarz mężczyzny przybrała </span><span style="font-family: inherit;">zielony odcień, choć może był to objaw znużenia przedłużającą </span><span style="font-family: inherit;">się bezczynnością. Jeśli rzeczywiście szefa zżerała </span><span style="font-family: inherit;">nuda, prysła z chwilą, gdy Jaime wypowiedział nazwisko </span><span style="font-family: inherit;">podejrzanego.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Dlaczego o niego pytasz?</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Może być podejrzany w sprawie.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Vieira zakrztusił się, mimo że niczego nie </span><span style="font-family: inherit;">jadł ani nie pił. Bundzie przeszło przez myśl, że szef jest dla niego </span><span style="font-family: inherit;">wielką zagadką. Widząc, że mężczyzna się krztusi, s</span><span style="font-family: inherit;">tażysta szybko okrążył biurko i mocno uderzył go w plecy</span><span style="font-family: inherit;">.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Zaraz minie, szefie, spokojnie!</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Jednak atak trwał, więc Bunda wyszedł z pokoju i poprosił </span><span style="font-family: inherit;">asystentkę o szklankę wody.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Szef się dusi! – zawołał.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Jego słowa wywołały panikę. Ktoś krzyknął, że trzeba wezwać </span><span style="font-family: inherit;">karetkę i ratować przełożonego. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Może połknął ość? – spytała </span><span style="font-family: inherit;">piękna sekretarka Solange.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Uroda dziewczyny była jedyną jej zaletą, natomiast jej głupota nie miała </span><span style="font-family: inherit;">granic. „Tępa jak but”, powtarzali koledzy z pracy. Biedaczka robiła tak rażące </span><span style="font-family: inherit;">błędy ortograficzne, że straciła </span><span style="font-family: inherit;">nadzieję na awans i miejsce na kolanach uwielbianego </span><span style="font-family: inherit;">szefa. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Bunda wrócił do gabinetu Vieiry w towarzystwie sekretarki</span><span style="font-family: inherit;">. Solange przyniosła szklankę wody, a ponieważ ukończyła </span><span style="font-family: inherit;">kurs pierwszej pomocy, wzięła też ze sobą </span><span style="font-family: inherit;">apteczkę. Ze zdziwieniem zauważyła, że na biurku szefa nie ma </span><span style="font-family: inherit;">resztek ryby. Nie mogła zrozumieć, </span><span style="font-family: inherit;">jak mógł zakrztusić się ością.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Na szczęście atak minął. Chiquinho napił się wody </span><span style="font-family: inherit;">i zamrugał czerwonymi oczami. Opadł na fotel, </span><span style="font-family: inherit;">uniósł głowę i wziął kilka głębokich oddechów. Dopiero p</span><span style="font-family: inherit;">o chwili zauważył, że w jego gabinecie zrobiło </span><span style="font-family: inherit;">się tłoczno.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Co wy tu robicie? – wybuchnął. – Wynoście się!</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Jaime chciał wyjść razem z innymi. Uznał, że lepiej </span><span style="font-family: inherit;">przełożyć rozmowę na inny dzień. Szef gotów wyzionąć </span><span style="font-family: inherit;">ducha, a potem oskarżą Bundę o nieumyślne zabójstwo. </span><span style="font-family: inherit;">Kiedy zaczął cichcem wycofywać się z gabinetu, </span><span style="font-family: inherit;">zatrzymał go ostry głos szefa:</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Bunda, ty zostajesz!</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Wskazał mu miejsce za biurkiem.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Jaime posłusznie usiadł, z zaciekawieniem obserwując, </span><span style="font-family: inherit;">jak szef próbuje odzyskać spokój. Najpierw przeczesał </span><span style="font-family: inherit;">ręką włosy, które dzięki dużej ilości żelu wyglądały </span><span style="font-family: inherit;">nienagannie i lśniły jak czarny hełm. Potem wyjął z kieszeni </span><span style="font-family: inherit;">chusteczkę do nosa z wyhaftowanymi na niebiesko </span><span style="font-family: inherit;">inicjałami. Jaime był zdziwiony, że ktoś jeszcze używa chusteczek </span><span style="font-family: inherit;">z materiału. Czytał o tym w książkach.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Szef wciąż próbował odzyskać miarowy oddech, więc </span><span style="font-family: inherit;">Jaime miał czas, żeby dobrze mu się przyjrzeć. Z satysfakcją </span><span style="font-family: inherit;">zauważył, że Vieira ma sznurówki w tym samym kolorze i </span><span style="font-family: inherit;">pięknie wypolerowane buty. Był wzorem elegancji. T</span><span style="font-family: inherit;">aki szef napawał dumą. A przy tym był </span><span style="font-family: inherit;">przyjaźnie nastawiony do podwładnych.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Co to za głupoty? Dlaczego ten człowiek jest podejrzany? - spytał wreszcie Vieira.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Jeszcze nie jest podejrzany, ale ma taki sam samochód </span><span style="font-family: inherit;">jak główny podejrzany w sprawie.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Opowiedz mi, czego się dowiedziałeś.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Jaime Bunda był szczęśliwy, że zdołał zainteresować </span><span style="font-family: inherit;">szefa swoimi poczynaniami. Opowiedział o rozmowie z Salukombem </span><span style="font-family: inherit;">i o tym, jak stary pokazał mu przejeżdżający </span><span style="font-family: inherit;">samochód, mówiąc, że taki sam miał człowiek podejrzany </span><span style="font-family: inherit;">o zabójstwo. Młody detektyw pojechał </span><span style="font-family: inherit;">za nim, choć to nie było łatwe, bo Bernardo nie jest dobrym kierowcą, </span><span style="font-family: inherit;">a samochód wymaga naprawy. Na szczęście udało się </span><span style="font-family: inherit;">i zatrzymali się dopiero pod domem mężczyzny w Alvalade. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Zapisałem numer domu i zadzwoniłem do urzędu komunikacji w sprawie numeru rejestracyjnego wozu</span><span style="font-family: inherit;">. Podano mi nazwisko właściciela. Niestety </span><span style="font-family: inherit;">nie znalazłem go na naszej liście. Dlatego nie</span><br />
<span style="font-family: inherit;">mogę przedstawić pełnej informacji na temat tego człowieka </span><span style="font-family: inherit;">i proszę o zezwolenie na sprawdzenie jego nazwiska </span><span style="font-family: inherit;">w tajnej kartotece.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Jaime szczegółowo opowiedział szefowi o swoich planach, </span><span style="font-family: inherit;">z trudem dobierając słowa, gdyż nie był mistrzem </span><span style="font-family: inherit;">sztuki oratorskiej. Poza tym Vieria musiał mieć czas, </span><span style="font-family: inherit;">żeby odzyskać miarowy oddech.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – I to wszystko? Czyli nadal nic nie wiemy.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Szefie, to musi być gruba ryba!</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Bo jakiś analfabeta powiedział ci, że facet ma taki </span><span style="font-family: inherit;">sam samochód jak podejrzany? Przecież dla tego starucha </span><span style="font-family: inherit;">wszystkie duże i czarne samochody są takie same.Myślisz, </span><span style="font-family: inherit;">że to wystarczy, żeby uznać kogoś za podejrzanego? </span><span style="font-family: inherit;">Takich wozów mogą być tysiące.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Nie powiedziałem, że to podejrzany. Może nim być, </span><span style="font-family: inherit;">ale muszę to sprawdzić.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Niczego nie będziesz sprawdzał. Tego człowieka nie </span><span style="font-family: inherit;">ma w żadnej kartotece.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Nawet w części utajnionej?</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Nawet tam. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Jaime Bunda zagwizdał, </span>nie kryjąc zdziwienia<span style="font-family: inherit;">. Rozsiadł się wygodnie na </span><span style="font-family: inherit;">krześle. Jego mina wskazywała, </span><span style="font-family: inherit;">że nad czymś intensywnie myśli, co przeraziło szefa, bo </span><span style="font-family: inherit;">nigdy nic dobrego z tego nie wynikało.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – To znaczy, że stoi wyżej od wszystkich ważnych osób? </span><span style="font-family: inherit;">– spytał po chwili namysłu.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – To nic nie znaczy! Zapomnij o tym nazwisku, zapomnij, </span><span style="font-family: inherit;">że gdziekolwiek je widziałeś lub o nim słyszałeś. Zrozumiano?</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Nie jestem pewien, czy chodzi panu o naszą rozmowę </span><span style="font-family: inherit;">w gabinecie, czy o moją rozmowę telefoniczną </span><span style="font-family: inherit;">z urzędem komunikacji.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Do diabła! Nikt nigdzie niczego ci nie powiedział!</span><span style="font-family: inherit;">– wrzasnął Chiquinho Vieira, czując, że za chwilę znów </span><span style="font-family: inherit;">zacznie się dusić.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Bundę zdziwiła nagła zmiana nastroju szefa, </span><span style="font-family: inherit;">który dotąd zachowywał się bardzo grzecznie. Może zaczął </span><span style="font-family: inherit;">niedomagać, a jąkanie się jest pierwszym objawem choroby? </span><span style="font-family: inherit;">Bywają takie przypadki, choćby rak płuc atakujący </span><span style="font-family: inherit;">przełyk niczym liany z serca dżungli. Trzeba poprosić sekretarkę</span><span style="font-family: inherit;"> o drugą szklankę wody. Gdyby miał pod ręką </span><span style="font-family: inherit;">whisky inspektora Kinangi… Ten alkohol wskrzesi </span><span style="font-family: inherit;">umarłego.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Słyszałeś, do cholery? Nikt niczego ci nie powiedział!</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Szefie, co do nazwiska jestem w stu procentach </span><span style="font-family: inherit;">pewien.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Vieirze przemknęła przez głowę myśl, żeby otworzyć </span><span style="font-family: inherit;">szufladę, wyciągnąć pistolet i strzelić kretynowi </span><span style="font-family: inherit;">w łeb. Szybko jednak stłumił zawodowy odruch w obawie, </span><span style="font-family: inherit;">że zabrudzi podłogę i swój garnitur. Musiał wziąć się </span><span style="font-family: inherit;">w garść, w końcu był zawodowym policjantem. Odetchnął głęboki kilka razy, co </span><span style="font-family: inherit;">zabrzmiało jak przedśmiertnne charczenie </span><span style="font-family: inherit;"> konającego. Stażysta rzucił mu zatroskane spojrzenie. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Chiquinho odezwał się łagodnym tonem:</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Dobrze, prowadź dalej śledztwo, ale zostaw tego </span><span style="font-family: inherit;">człowieka w spokoju.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Szefie, mogę zadać jeszcze jedno pytanie? Czy szef </span><span style="font-family: inherit;">dużo pali?</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Vieira zapomniał, co chciał powiedzieć, jakby </span><span style="font-family: inherit;">nagle ktoś zabrał mu sprzed oczu kartkę z wycyzelowanym i </span><span style="font-family: inherit;">wypieszczonym przemówieniem.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Nie palę – odparł niechętnie. – To ty mnie przyprawiasz </span><span style="font-family: inherit;">o ataki duszności.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Myślę, że pańskie płuca są całe podziurawione. Znałem</span><span style="font-family: inherit;"> kogoś, kto oddychał tak jak pan. Zbadali go i okazało się, że </span><span style="font-family: inherit;">powietrze przechodzi przez wielkie dziury. Dlatego miał </span><span style="font-family: inherit;">taki świszczący oddech.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Odczep się od moich płuc! Szukaj innych czarnych </span><span style="font-family: inherit;">samochodów. Przecież po mieście jeździ mnóstwo biznesmenów, </span><span style="font-family: inherit;">posłów, członków rządu, dyplomatów. Wszyscy </span><span style="font-family: inherit;">mają podobne auta. W samej Luandzie jest ich pewnie z</span><span style="font-family: inherit;"> tysiąc albo i dziesięć tysięcy. Dlaczego akurat ten </span><span style="font-family: inherit;">sam wóz miałby przejechać po raz drugi obok miejsca </span><span style="font-family: inherit;">zbrodni?</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Chiquinho słuchał swego głosu z rosnącym zadowoleniem. </span><span style="font-family: inherit;">Czuł, że powoli się rozkręca, nie stracił </span><span style="font-family: inherit;">krasomówczego talentu, a w podbramkowych sytuacjach </span><span style="font-family: inherit;">nadal potrafił zachować zimną krew. Niestety stażysta </span><span style="font-family: inherit;">miał nad nim tę przewagę, że uwielbiał dyskutować i był </span><span style="font-family: inherit;">nieprzewidywalny. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Vieirze nie dane było dłużej zastanawiać </span><span style="font-family: inherit;">się nad swoim krasomówczym talentem, ponieważ Bunda </span><span style="font-family: inherit;">pewnym głosem zauważył:</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Szefie, zabójca zawsze wraca na miejsce zbrodni.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Nie we wszystkich książkach.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – To jest impuls. Nie pamięta pan, co </span><span style="font-family: inherit;">mówił Stephen Kane?</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Jaime Bunda rozparł się na krześle tak, że </span><span style="font-family: inherit;">prawie na nim leżał. Z niesłabnącym zainteresowaniem</span><br />
<span style="font-family: inherit;">przyglądał się szefowi, na którego twarzy malował się pełen </span><span style="font-family: inherit;">wachlarz uczuć – od zaskoczenia, przez wściekłość, </span><span style="font-family: inherit;">rozpacz po rezygnację. Stażysta uznał to za przejaw </span><span style="font-family: inherit;">podziwu dla jego kryminalistycznej wiedzy. Szkoda, że </span><span style="font-family: inherit;">szef miał mało czasu, bo mogliby dłużej pogadać. Zrobiło się </span><span style="font-family: inherit;">tak miło.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Tymczasem Vieira zachodził w głowę, jak dać do zrozumienia </span><span style="font-family: inherit;">kretynowi, że powinien zmienić kierunek poszukiwań. </span><span style="font-family: inherit;">Bał się, że jeśli stażysta tego nie zrobi, wkrótce </span><span style="font-family: inherit;">nastąpi kataklizm podobny jedynie do wybuchu bomby atomowej. Nie </span><span style="font-family: inherit;">chciał jednak, aby Bunda domyślił się, jak bardzo się tego</span><br />
<span style="font-family: inherit;">obawia.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Wybrałeś złą drogę. Zostaw trop na Wyspie, poszukaj w innym </span><span style="font-family: inherit;">miejscu.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Ale tam zabito dziewczynę.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – A co z łodzią? Masz jakieś informacje w tej </span><span style="font-family: inherit;">sprawie?</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – W jednym szef miał całkowitą rację – powiedział Bunda, nie </span><span style="font-family: inherit;">zwracając uwagi na pytanie Vieiry. – Z odległości stu metrów </span><span style="font-family: inherit;">trudno ocenić, czy kierowca był biały, czy czarny.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – No widzisz… mówiłem – Chiquinho zająknął się, </span><span style="font-family: inherit;">wzruszony nieoczekiwanym komplementem.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Jechaliśmy za nim ponad pół godziny i nie mogłem</span><span style="font-family: inherit;"> zobaczyć, czy miał ciemne okulary. Zapisałem </span><span style="font-family: inherit;">tylko numer samochodu i domu.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Po tych słowach Bunda nagle skoczył na równe nogi. O mały włos, </span><span style="font-family: inherit;">a Vieira dostałby kolejnego ataku. Nie spodziewał </span><span style="font-family: inherit;">się tak dynamicznego ruchu u osoby poruszającej się jak słoń. </span><span style="font-family: inherit;"> Bunda </span><span style="font-family: inherit;">podskoczył tak gwałtownie, jakby ugryzła go kobra albo </span><span style="font-family: inherit;">skorpion.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Szefie, przepraszam, ale o czymś sobie przypomniałem! </span><span style="font-family: inherit;">– powiedział i wyszedł, pozostawiając zaskoczonego i</span><span style="font-family: inherit;"> bliskiego omdlenia przełożonego.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Trudno się dziwić. Widok trzęsącej się na boki </span><span style="font-family: inherit;">wielkiej pupy każdego przyprawiłby o zawrót głowy.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Tymczasem </span><span style="font-family: inherit;">Jaime szybkim krokiem skierował się do wyjścia. Przed budynkiem czekał </span><span style="font-family: inherit;">samochód.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Migiem do wydziału komunikacji! – rzucił do Bernarda.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Niestety problemem okazała się właśnie luandzka </span><span style="font-family: inherit;">komunikacja. O tej porze wszędzie były korki. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Szefie, może pojedziemy po obiedzie? - spytał kierowca.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Na szczęście urząd znajdował się niedaleko, a wymagający </span><span style="font-family: inherit;">żołądek Jaime nie dał jeszcze o sobie znać. Dzięki </span><span style="font-family: inherit;">legitymacji z Bunkra od razu zaprowadzono go </span><span style="font-family: inherit;">do gabinetu dyrektora.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Chciałbym się dowiedzieć, do kogo należy ten samochód </span><span style="font-family: inherit;">– powiedział Bunda, podając urzędnikowi kartkę </span><span style="font-family: inherit;">z zapisanym numerem rejestracyjnym wozu.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Dyrektor odparł, że zaraz się dowie, ale gdy spojrzał </span><span style="font-family: inherit;">na kartkę, machnął ręką.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Nie da rady! Tego numeru nie ma w ewidencji – </span><span style="font-family: inherit;">powiedział z uśmiechem.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Kiedy jednak Bunda krytycznie zmierzył go wzrokiem, </span><span style="font-family: inherit;">twarz urzędnika spoważniała. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – To wasze numery. My nie mamy ich </span><span style="font-family: inherit;">w rejestrze.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – To żart?</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Nie wie pan, że pracownicy Bunkra mają pulę własnych numerów</span><span style="font-family: inherit;">? Nie figurują w żadnym </span><span style="font-family: inherit;">rejestrze.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Urzędnik zauważył, że ta informacja zrobiła na Bundzie</span><span style="font-family: inherit;"> wrażenie. Skorzystał z okazji, aby odegrać się </span><span style="font-family: inherit;">za upokorzenia, jakie spotkały go ze strony pracowników b</span><span style="font-family: inherit;">iura kryminalnego, którzy siali postrach wśród </span><span style="font-family: inherit;">zwykłych urzędników.</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> – Jest pan nowy i dlatego nic pan nie wie– </span><span style="font-family: inherit;">powiedział z ironią. – Te numery zarezerwowane są </span><span style="font-family: inherit;">dla waszej instytucji. Używacie ich w nagłych wypadkach, </span><span style="font-family: inherit;">kiedy chcecie coś ukryć. To na </span><span style="font-family: inherit;">pewno numer z Bunkra. Mam dobrą pamięć. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Bundzie nie pozostało nic innego, jak podziękować </span><span style="font-family: inherit;">urzędnikowi i wyjść. Wciąż nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Opuścił </span><span style="font-family: inherit;">budynek, mając mętlik w głowie. Czarny wóz</span><span style="font-family: inherit;"> należał do wysoko postawionego funkcjonariusza </span><span style="font-family: inherit;">Bunkra. To dlatego jego nazwisko nie figurowało </span><span style="font-family: inherit;">w żadnej kartotece, a Chiquinho przekonywał go, że powinien </span><span style="font-family: inherit;">szukać gdzie indziej. Nie chciał, żeby Bunda zajmował </span><span style="font-family: inherit;">się jego kolegami. Z takim domem i samochodem </span><span style="font-family: inherit;">facet musiał być niezłą szychą. Dla Chiquinha z założenia był poza </span><span style="font-family: inherit;">podejrzeniem. (...)</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span><span style="font-family: inherit;">Pepetela,</span><i style="font-family: inherit;"> ,,Tajny agent Jaime Bunda", </i><span style="font-family: inherit;">Warszawa, 2010 </span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<span style="font-family: inherit;"> </span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-family: inherit;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEijrDFGfFhMcTPXsPo2iNxP_CB7qBucVgop5d68QeBQWG6xclsv4wYGDPe1wm06e0CoaJzs6ByH5TC3AX3WfvBMB-hVv6JV3ttv9eOfbP6sHjmkg2bzeIj2gl4nKx38h09Ad0iWBJ6y-lo/s1600/baobay.j1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEijrDFGfFhMcTPXsPo2iNxP_CB7qBucVgop5d68QeBQWG6xclsv4wYGDPe1wm06e0CoaJzs6ByH5TC3AX3WfvBMB-hVv6JV3ttv9eOfbP6sHjmkg2bzeIj2gl4nKx38h09Ad0iWBJ6y-lo/s1600/baobay.j1.jpg" height="180" width="400" /></a></span></div>
Luzoczytaniehttp://www.blogger.com/profile/13846192762232036660noreply@blogger.com0